
Brama Indii – jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli Mumbaju, witający kiedyś z dumą najważniejsze osoby państw, odwiedzających Indie za czasów panowania Wielkiej Brytanii oraz zamykający ten rozdział w historii tego kraju. Znajdujący się w południowej części miasta pomnik jest miejscem spotkań, spacerów, randek, cumowania statków na Elefantę i obowiązkowym punktem zwiedzania dla wszystkich turystów poruszających się śladami Szantaram i nie tylko.
Nie przypomina wam to poniekąd Pałacu Kultury i Nauki? :)
Niestety, nie znalazłam opinii ludzi, czy chcieliby to zburzyć czy jednak cieszą się na widok tego monumentu, przypominającego im całym sobą o dziejach kolonializmu.
Brama Indii codziennie przyciągają do siebie tysiące ludzi. Trudno w ich twarzach odczytać coś, poza ekscytacją, że na tym placu są.
Najpierw jednak trzeba odstać solidną kolejkę przed bramkami bezpieczeństwa, które pojawiły się tu po zamachach.
Setki pstrykanych selfie, przytulające się parki, rodziny z dziećmi, wycieczki, fotografowie lawirujący pomiędzy odwiedzającymi i proponujący zdjęcia (profesjonalne! żeby nie było), z natychmiastowym wywołaniem. Urządzonko – zasilana bateriami drukarka, w torbie obok. Pan fotograf przygotowany na wszelkie ewentualności życia. Raczej nigdy nie będziecie na zdjęciu sami, chyba że wstaniecie przed świtem, zanim miasto się obudzi i przyjedzie tu odpoczywać i zarabiać.
Panowie z watą cukrową, płytami, balonami. Na nasz widok pan sprzedawca chowa kolorowe baloniki i wyciąga haszysz. Nie wyróżniamy się w tłumie wzrokiem poszukiwawczym. Raczej trafiamy do szufladkę białych turystów poszukujących tu wrażeń.
Panowie od leczenia wszystkich boleści. Zanim zdążyliśmy się zorientować i przybrać nieuprzejme miny, jeden z nich próbuje wetknąć igłę do ucha Michała, by mu pokazać uzdrowicielską moc, w zamian za rupie.
Sprzedawcy lodów, napojów, przekąsek. Zawsze do usług, wystarczy tylko popatrzeć w kierunku.
Brama Indii służą też jako miejsce odpoczynku od upału dając ochłodę dziesiątkom ludzi. Fakt, w godzinach szczytu ciężko o wolne miejsce. Trudno się dziwić – jest to jeden z piękniejszych punków widokowych, jak sam w sobie architektonicznie, tak i na morze Arabskie, na odpływające statki oraz na południową panoramę miasta.
Oblepione są też wszystkie murki przy nabrzeżu. Rodzinami, spacerującymi grupkami mężczyzn, sprzedawcami oraz żebrzącymi. Dorośli szybko dają spokój, dzieci potrafią uwiesić się i biec obok, nawet następny kilometr, który wędrujemy uliczkami wokół Taj Palace, jednym z najbardziej znanych hoteli w Mumbaju. Nie dziwi zjawisko – turystów tu jest naprawdę dużo, więc, podejrzewam, skala przekazywania pieniędzy też jest imponująca. Natomiast spacer przestaje być przyjemnością. Plusem niewątpliwie jest nieco osłabione natężenie hałasu mumbajskich ulic.
Trochę bije w oczy obraz, który widzimy przechylając się za murek. Znika piękny horyzont, błękit i mgiełka nad wodą, twarze ludzi obok. Zostają kamienie, brudna woda o nie się rozbijająca, ludzie, zbierający śmieci, wyrzucane przez tych na górze. Symbolicznie.
Wieczorem te obrazy znikną. Noc ukryje wszystko, zostawiając rozświetlone karoce, by każdy mógł poczuć się jak w bajce, lody i tłum uśmiechniętych, zajętych zabawą ludzi.
p.s. następnym razem i tak tam pójdę!
Monika
9 stycznia 2016 at 10:33 am
Moja miłość Indie… W tym roku podróżuję z chłopakiem na Goa, właśnie przez Mumbai, podróż naszego życia :)
Tati
9 stycznia 2016 at 12:41 pm
Super! Będzie się działo! Pierwszy raz? My z pewnością wrócimy do Indii nie raz i nie dwa :)
Tyna Julia
23 października 2015 at 3:20 pm
najważniejsze to być widocznym na drodze :)
Paulina Szałamacha
22 października 2015 at 10:45 pm
Święta, coraz bliżej święta :p
Poszli-Pojechali
23 października 2015 at 8:49 am
:D
Oliwia Papatanasis
22 października 2015 at 11:01 am
Noooo, pojazd robi wrażenie o.O
Bartek Wudniak
22 października 2015 at 9:09 am
Na pełnym splendorze :)
Poszli-Pojechali
23 października 2015 at 8:51 am
musi być :)
Karolina Groszek
22 października 2015 at 8:29 am
Przyszło mi na myśl: kolorowe jarmarki :P
Natalia Malec
21 października 2015 at 8:54 pm
tam każdy chciał mieć z nami zdjęcie :)
Poszli-Pojechali
21 października 2015 at 8:55 pm
można poczuć się jak prawdziwa gwiazda ;) z nami również. takie selfie z obcą rodziną :)))
Natalia Malec
21 października 2015 at 8:56 pm
mi wciskali dzieci na ręce :D
Poszli-Pojechali
21 października 2015 at 8:58 pm
hehehe :D polecam aparat i butelkę wody do rąk – może to jest recepta. aczkolwiek wniosłaś pewnie w ich życie dużo dobrego, przynosząc szczęście :)
Hanna Szczypiór
21 października 2015 at 10:02 am
piękna karoca :D szkoda, że po Krakowie tylko klasyczne dorożki jeżdżą ;)
Poszli-Pojechali
21 października 2015 at 9:21 pm
zawsze można pojechać tam – żeby przejechać się karocą ;)
Ania Jastrzębska
21 października 2015 at 9:43 am
Bardzo „gustowny” powóz :D Może takim do ślubu pojadę ;)
Poszli-Pojechali
21 października 2015 at 9:21 pm
w sam raz! :)
Piotr Goroh
21 października 2015 at 8:53 am
Byłem 2x w Indiach i jakoś mnie nie ciągnie na 3ci raz, jak to mawiają indyjski smród zanika, a na dłużej w pamięci pozostają kolory, jak na twoich zdjeciach;) pzdr
Darek Jedzok
21 października 2015 at 9:41 am
Ja na razie też wolę czytać, bo relacje znajomych są podobnie spolaryzowane :)
Pola Henderson
21 października 2015 at 8:34 am
Chyba wolalabym przejazdzke po Mumbaju skuterem. ;)
Poszli-Pojechali
21 października 2015 at 8:36 am
Skuter byłby szybszym rozwiązaniem, z pewnością ;)