
Norweska Sandoya nie jest medialna. Trudno znaleźć o wyspie cokolwiek w sieci, oprócz dość krótkiego opisu na Wikipedii, jeszcze trudniej tam dojechać. Sandoya jest zamknięta dla ruchu samochodowego, a mieszkańcy odwiedzają stały ląd łodziami albo promem, który raz na jakiś czas tu zagląda.
Na samej wyspie mieszka niewiele ponad dwieście osób. Domy są tu stosunkowo tanie, pod jednym warunkiem – trzeba mieszkać na wyspie cały rok. Mimo atrakcyjnej ceny, zrozumiałam, że chętnych nie przybywa.
Jednak sami mieszkańcy tworzą zżytą, wspierającą się wspólnotę, uzupełniając się w wielu kwestiach logistycznych – to wyczytałam z ich strony . Wiem, Internety mogą kłamać, ale żeby egzystować cały rok na ograniczonej, w dużej mierze odciętej od świata powierzchni, trzeba naprawdę dobrze się dogadywać i co najmniej tolerować, a najlepiej lubić.
W sezonie wyspę odwiedza sporo ludzi, żeby nasłonecznić się, spędzić wakacje w ciszy i spokoju, który tu można odmierzać tonami, i złapać równowagę, zwalniając tempo życia niemal do zera.
Sandoya z Nordtripem
Do szczęścia potrzeba niewiele:
- łódka (Nordtrip – checked);
- dobra pogoda (południowa Norwegia jest naprawdę słonecznym miejscem w okresie letnim, przynajmniej odkąd ten region obserwuje, mieli znacznie więcej dni słonecznych, niż my w Polsce);
- wygodnie obuwie (wszystko w waszych rękach);
- dobre towarzystwo (nawet jak przyjedziecie do Norwegii w pojedynkę, Nordtrip i tak umili spacer – zagadując na wszystkie tematy świata albo wskazując bez słowa kolejny zakręt albo kierunek ruchu, żeby nie mącić ciszy).

Made on Sandoya
To jest inicjatywa, firmująca praktycznie każdą działalność na wyspie – gospodarstwa, farmę, sklep z ubraniami, pracownię ceramiczną, restaurację, letnie kwatery, etc. Mieszkańcy nawet organizują różne wydarzenia w lecie, a notka w lokalnych wiadomościach o Jarmarku bożonarodzeniowym twierdzi, że był on wielkim sukcesem. Wystawiają zazwyczaj tutaj dzianiny, ręcznie robione świece, biżuterię, meble oraz wykonane przez dzieci ozdoby, a Sandoya wydaje się być wtedy centrum życia kulturalnego. Ciekawe, jak to wygląda w praktyce.
Sklep z ubraniami na totalnym odludziu pośrodku niczego, dla takich mieszczuchów jak my, wyglądał na pomyłkę. Jedyne pytanie, które pojawiało się u nas, kto tu przyjeżdża. Ale zgodnie doszliśmy do porozumienia, że jeśli jest i funkcjonuje – znaczy, ktoś tu robi zakupy.
Serca naszej grupy podbiła pracownia ceramiczna, pilnowana przez urocze trolle.
Nieruchomo obserwowały nasze coraz to nowsze odkrycia dookoła domu, przy drodze, w trawie, i towarzyszące temu emocje, gotowe do interwencji.
Ja już byłam gotowa wyskoczyć z gotówki na widok przepięknych talerzy i jednej niebieskiej istoty, którą już swoimi oczyma wyobraźni widziałam u nas na ścianie w kuchni.
Potem sprawdziłam ceny i stwierdziłam, że nie mamy w bagażu tyle miejsca ;).
Lasy Sandoyi
Sandoya to połączenie morza Północnego i morza zieleni, a człowiek funkcjonuje tu wśród i pomiędzy nimi, w totalnej harmonii.


Część kolorowych domów była schowana za drzewami, prowadziły do nich tak romantyczne schody, że byłam prawie pewna, że nie stękałabym wchodząc, nawet codziennie.
Co prawda, jako osoba logicznie myśląca, zdaję sobie sprawę, że w zimie romantyzm wyparowuje wraz z oblodzeniem i metrowymi zaspami śniegu.
Piękne jest to, że domy koegzystują z przyrodą, nie zabetonowują wokół siebie przestrzeni, tylko wtapiają się w to co, natura daje.
Nawet ogromne żuki zdawały się nas nie bać i nie zauważać – tryb makro i czajenie się zupełnie nie były potrzebne, wystarczyło bliżej podejść.
Nasz nowy, 10-kg znajomy tak napawał się spokojem, że nawet nie poruszył głową na widok dwóch aparatów.
Poruszyli się za to w krzesłach jego uradowani właściciele, których my nawet w pierwszym momencie zachwytów nad kotem nie zauważyliśmy – że ktoś docenił piękno ich króla domowego.
Tej huśtawki już nie sprawdzaliśmy, ale takie miejsca widziałam tylko w filmach.
Morze
Jest wszędzie.
Miejscami przypomina swoim kolorem pocztówki z egzotycznych krajów z całkiem przeciwległej części planety.
Domy tuż przy samym brzegu prawdopodobnie narażone są na wszystkie kataklizmy pogodowe, które w tym regionie mogą się przytrafić, ale w taki dzień jak ten – stwarzały idyllę bardzo harmonijnego życia, roztaczając aurę spokoju na wszystko dookoła, w tym na nas.
***
Na przystani dwóch wyglądających na sympatycznych gostków oraz ryba byli wyraźnie zawiedzeni, że już wyjeżdżamy i nie zostajemy na dłużej. Obiecaliśmy im, że kiedyś wrócimy.
Sandoyę zwiedzaliśmy z Nordtripem podczas naszych odlotowych norweskich wakacji. I wy też ją z pewnością zobaczycie, jeśli zdecydujecie się ich odwiedzić .
Kontakt Nordtrip
Zorganizowane wakacje w Norwegii w prawdziwie norweskim stylu
31 grudnia 2017 at 10:08 pm
[…] Norwegii. Wiktor zna każdy zakamarek swojej małej ojczyzny – każdą zatoczkę, każdą zamieszkałą i bezludną wyspę. Wie, gdzie znaleźć wygrzewające się w słońcu foki, a gdzie zatokę […]
Norwegia z przewodnikiem? Czemu nie! Wycieczka z Nordtrip.pl
31 grudnia 2017 at 10:08 pm
[…] Sandøya – zostaw samochód i chodź! […]
Wycieczka do Norwegii z Nordtrip.pl - dlaczego warto? | jedź, BAW SIĘ!
1 sierpnia 2017 at 7:30 pm
[…] Sandoya […]
7 powodów, dla których trzeba pojechać do Norwegii… z Nordtrip.pl | jedź, BAW SIĘ!
1 sierpnia 2017 at 7:22 pm
[…] Sandoya […]
Kinga Madro
24 lipca 2017 at 5:20 pm
jejku, aż mi ten wpis atmosferę tego wyjazdu przypomniał! cudnie tam było <3
Dorota Kepka
24 lipca 2017 at 5:13 pm
My wpadliśmy na weekend do Stavanger. Taki tam wypadzik :P
Poszli-Pojechali
24 lipca 2017 at 5:14 pm
Bosko!!! Też tam kiedyś wpadniemy – bo zdjęcia z tego miejsca robią wrażenie…
Dorota Kepka
24 lipca 2017 at 5:15 pm
I trafiliśmy na Festiwal Jedzenia… zupełnie nieplanowane, ale jak fajnie, że akurat na ten weekend złapaliśmy bilety z WizzAirem :D
Poszli-Pojechali
24 lipca 2017 at 5:17 pm
Festiwal jedzenia <3 teraz zazdroszczę podwójnie!!!!
Dorota Kepka
24 lipca 2017 at 5:17 pm
Mniam, mniam, w zielonym curry :D
Poszli-Pojechali
24 lipca 2017 at 5:18 pm
o nie! Cios prosto w serce! Mule <3 Dobre? Z tej części Europy jeszcze nie próbowałam!
Dorota Kepka
24 lipca 2017 at 5:18 pm
Mhmmmmmmmmm
Poszli-Pojechali
24 lipca 2017 at 5:19 pm
:D w takim razie zapiszę sobie ku pamięci festiwal jedzenia w Stavangerze w lipcu! Będziemy polować na bilety!!!
Dorota Kepka
24 lipca 2017 at 5:21 pm
Suszone rybcie ;)
Poszli-Pojechali
24 lipca 2017 at 5:22 pm
Dorota znam co najmniej kilkanaście dobrych przepisów na nią. Ehhh – dobra impreza!!!
Dorota Kepka
24 lipca 2017 at 5:22 pm
Kiełbachy
Poszli-Pojechali
24 lipca 2017 at 5:23 pm
te akurat jadłam – dobre!!!!
Dorota Kepka
24 lipca 2017 at 5:23 pm
Nawet sery holenderskie były :D
Poszli-Pojechali
24 lipca 2017 at 5:24 pm
po sery holenderskie lepiej jechać do Holandii ;)
Dorota Kepka
24 lipca 2017 at 5:25 pm
Hihi, był pełen misz-masz… od Afryki przez Azję, Amerykę po Europę :D
Poszli-Pojechali
24 lipca 2017 at 5:26 pm
:D kto by pomyślał, a mogliby poprzestać na swoich specjałach – tyle mają dobrego!
Dorota Kepka
24 lipca 2017 at 5:27 pm
Wczoraj wieczorem (bo jeszcze zdążyłam z Gdańska z lotniska przed zamknięciem) namawiałam Lody „Quattro Si”, żeby zrobili lody rabarbarowe, bo na Gladmat Festivalen 2017, Stavanger zapodano i były super :D
Poszli-Pojechali
24 lipca 2017 at 5:32 pm
Rabarbarowe!!! Jadłabym!
Dorota Kepka
24 lipca 2017 at 5:34 pm
Ale śliwka od nich też CI smakowała. Jadłam… wczoraj, mniam :D