
Pierwsza kocia kawiarnia w Warszawie, Miau Cafe – otwarta, działa i ma się dobrze. Siedem sierściuchów codziennie wylizuje się i doprowadza do błysku futerko w oczekiwaniu na kawoszy, kociarzy, przechodniów i turystów. Miejsce, za które trzymałam mocno kciuki, przy okazji zbiórki na otwarcie, wnosi w życie uśmiech, rozluźnia i daje radość.
Teraz chyba mogę się przyznać, że też mieliśmy taki plan – otworzyć kocię kawiarnię w Warszawie, zainpirowani podobnymi miejscami w Berlinie i Madrycie. Mieliśmy pomysł, chęci, nawet upatrzony lokal, ale ostudził wtedy nasze zapały sanepid i niepewna sytuacja rynkowa. Pamiętam swoją rozmowę z urzędem, w której Pani po drugiej stronie słuchawki aż się zakrztusiła, jak usłyszała, że chcemy poczęstować ludzi kawą w lokalu ze zwierzętami i omal nie dostała zawału, jak ją poinformowałam, że podobne lokale (co prawda psiolubne) już funkcjonują i zdają egamin z warunków higienicznych, estetycznych i jakichkolwiek innych.
Cieszę się, że to jednak nie my to zrobiliśmy, a Anna Pawlicka – cudowny człowiek z błyskiem w oku i promieniejącą twarzą, kiedy wita gości, woła do zabrania kawy albo opowiada o swoich mruczkach.
Nam został czas wolny i niezależność w podróżach, a pani Ania stworzyła dla Warszawy miejsce, w którym nie można się nie uśmiechać i popijać kawę w złym humorze.
Kocia kawiarnia w Warszawie podzielona jest na dwie części. Pierwsze to pomieszczenie bez kotów, gdzie można po prostu wypić kawę, gapiąc się przez szybę na ulicę i przechodzących ludzi.
Drugie to pokój z kotami, po przekroczeniu podwójnych drzwi do którego, wchodzi się do takiej kociej Krainy Czarów i zgadza się na zasierścienie i kłaczki w powietrzu :).
Jest tam wszystko, co chciałabym kupić naszej Lilci, gdybym tak bardzo się nie bała, nauczona gorzkimi doświadczeniami, że nie każdy drapak, który podoba się mnie i pasuje do mieszkania, podoba się również jej. Tam wszystkie te zabawki i urządenia są mile widziane i intensywnie wykorzystywane przez kocich rezydentów.
Leżaki, leżanki, hamaczki, domki, półeczki, drapaki – by było gdzie poleżeć, gdzie pospać, gdzie się schować albo wypiąć się na ludzi i świat, kiedy nie ma się ochoty go oglądać.
Wszystkich nowo wchodzących wita Rudy, bezsprzeczny dowódca kociego stada.
Buty, torba, spodnie – checked. Czatuje też na otwarte drzwi i zagapienie się gości, wnoszących kawę i nie patrzących pod nogi – zawsze to okazja, by spróbować uciec do wielkiego świata.
W domku chowa się lekko nieśmiała Milusia, która tak bardzo przypomina naszą własną kluchę, że cichutko wysyłam jej malutkie puchate serduszko i staram się nie przestraszyć aparatem.
Ksenia, Louise (dla stałych bywalców – Luizka) i Alicja na przemian rozrabiają, grają, myją się i grzeją się w słońcu.
Thelma zdecydowała się przespać moją obecność – szanuję to! :D
Jako ostatnia wychodzi Puma – czarna pięknota, nagle pojawiająca się znikąd (a właściwie z góry z antresoli), przypominająca mi bardzo moją pierwszą kotkę.
Jest trochę nieufna, ale nie może sobie odmówić obwąchania nowych butów, sprawdzenia nowo przybyłych i pogrania trochę z gośćmi, skoro tak na to nalegają.
Koty kotami (wiadomo, są najlepsze na świecie), ale w kawiarni serwują bardzo dobrą kawę. Nie znam się na kawie tak, żeby udawać specjalistę od gatunków i parzenia, ale tu sprawiła mi ogromną przyjemność. Mają też dobre ciasto.
Ubolewałam mocno nad faktem, że nie było bezy (która na zdjęciu wyglądała naprawdę nieźle), ale przepyszne ciasto marchewkowe zrekompensowało braki. Na bezę jeszcze wrócę.
Są ksiązki, gazety, jest wi-fi i spokój.
Jeśli szukacie miejsca, by poczytać w spokoju, pouczyć się przy dobrej kawie albo popracować (szczególnie w środku dnia, w tygodniu, kiedy nie ma tak dużo ludzi) – to jest miejsce dla was. Jeśli kiedykolwiek przejdę na freelace, to będzie miejsce, gdzie będę przyjeżdżać pracować.
Miau Cafe pomaga też w znalezieniu puchatych członków rodziny we współpracy z Fundacją św. Franciszka. Zawsze pęka mi serce, jak wiele zwierzaków ze złamanymi serduszkami czeka na swój nowy dom, na pomoc od ludzi i jeszcze jedną szansę na normalne życie. Nasza królewna pojawiła się dokładnie w ten sam sposób, kiedy pewnego dnia styczniowego koleżanka podesłała post z kociego tymczasu. Od razu wiedziałam, że to jest Moja kotka i nie wyobrażam sobie życia bez niej, tak samo jak nasi rodzice, tęskniąc za nią przeokrutnie na wyjazdach. A teraz wybaczcie, idę do niej prosić o wybaczenie za to, że głaskałam inne kotki ;).
p.s. każde pudełko potencjalnie zawiera kota :D
Miau Cafe
Agnieszka Ptaszyńska
28 marca 2016 at 7:11 pm
a byliście w krakowskiej?
Poszli-Pojechali
28 marca 2016 at 7:12 pm
JESZCZE nie ;> ostatnio w Krk jakoś inne zajęcia nam się włączyły ;)
Agnieszka Ptaszyńska
28 marca 2016 at 7:13 pm
no dobra, to następnym razem kawa w kociarni ;)
Evi Mielczarek
28 marca 2016 at 7:13 pm
Ja byłam, nawet dwa razy i było super :) Domowa atmosfera, przemiła ekipa – rewelacja :)
Poszli-Pojechali
28 marca 2016 at 7:25 pm
Następnym razem – obowiązkowo!!!
Podróże Hani
30 marca 2016 at 9:27 am
ooo, a gdzie w Krakowie taka kawiarnia jest?
Poszli-Pojechali
30 marca 2016 at 10:18 am
Podróże Hani – Kocia Kawiarnia Kociarnia na Krowoderskiej 48
Andrzej Haskiel
28 marca 2016 at 6:12 pm
fajnie że się dziewczynie udało, szkoda tylko że na końcu świata – to nie wróży specjalnie dobrze na przyszłość (trzeba niezłej desperacji żeby jechać tam specjalnie dla kociej kawiarni, szczególnie jeśli ktoś w warszawie nie mieszka na stałe).
Poszli-Pojechali
28 marca 2016 at 6:45 pm
Aż taki koniec świata to nie jest :) Centrum oczywiście też nie, ale z Bankowego jadą tam 3 bezpośrednie tramwaje, z Centrum – 1 plus kilka autobusów. Wiadomo, nawet dla niektórych mieszkańców Warszawy to będzie wyprawa na drugi koniec miasta. Ale dla kawiarni to z pewnością niższy czynsz i więcej środków na inne cele. Mam nadzieję, turystów – i z Polski, i zagranicznych – nie zniechęci. My takie miejsca odwiedzamy bez względu na lokalizację. Wilanów też nie jest w Centrum, ale ludzie tam jeżdżą (nie porównuje wartości historycznej/rozrywkowej Pałacu w Wilanowie i kociej kawiarni, bardziej chodzi mi o to, że jeśli ktoś widzi dla siebie jakąś wartość w danym miejscu, to tam pojedzie).
Andrzej Haskiel
28 marca 2016 at 6:48 pm
ba, my do krakowskiej jechaliśmy specjalnie. ale fascynaci się nie przekładają na ciągłość biznesu. mam nadzieję że szybko dziewczyna zwróci koszty i zarobi- a potem hop do centrum. ostatnio tak nas zaskoczyła krowarzywa – z małej budki przenieśli się do wielkiego hipsterskiego lokalu.
Poszli-Pojechali
28 marca 2016 at 7:22 pm
Andrzej Krowarzywa nawet otworzyła drugi lokal i brugery w dostawie :) liczę na takich właśnie pasjonatów i ich wsparcie kawiarni – bo to jest miejsce dla ludzi, którzy dla kotów pojadą nawet na koniec świata ;)
Aleksandra | makulscy.com
28 marca 2016 at 7:11 pm
Uwielbiam :D Kawa i futrzaki to absolutnie zawsze dobry pomysł :)))
Evi Mielczarek
28 marca 2016 at 5:49 pm
Ja się jeszcze nie dostałam :) Jak miałam czekać to sobie przypomniałam, że kawę mam w domu, kota też :) Ale po kubek trzeba się będzie w końcu wybrać :)
Poszli-Pojechali
28 marca 2016 at 5:58 pm
czekać? ja dzisiaj w sumie weszłam tak po prostu, bez zapowiedzi :)
Evi Mielczarek
28 marca 2016 at 6:01 pm
Ja chyba w lutym próbowałam, przed nami było jeszcze 10 osób :)
Natalia Malec
28 marca 2016 at 6:03 pm
ciekawe, są jakieś ograniczenia w liczbie osób?
Poszli-Pojechali
28 marca 2016 at 6:03 pm
no w lutym faktycznie mogły być kolejki :)
Poszli-Pojechali
28 marca 2016 at 6:05 pm
Natalia tak. Na sali zawsze jest osoba pilnująca porządku oraz kontrolująca ilość osób i poziom aktywności – ludzi i kotów. W pierwszej części obsługa również filtruje ilość ludzi, która może wejść do kotów. Czasem trzeba zaczekać.
Natalia Malec
28 marca 2016 at 6:06 pm
fajnie, zwierzaki są na pierwszym miejscu :)
Poszli-Pojechali
28 marca 2016 at 7:24 pm
to w zasadzie najważniejsze. Zresztą w każdym rogu mają wydrukowane reguły zachowania, na wypadek gdyby komuś umknęło albo nie wiedział (bo nie wszyscy mają kotów i potrafią się odnaleźć od razu)