Strona główna Najlepsze Kopalnia Guido. Po śladach górników, głęboko pod ziemię.

Kopalnia Guido. Po śladach górników, głęboko pod ziemię.

31 min. czytania
26
0

Kopalnia Guido – obecnie jedyna w Europie kopalnia węgla kamiennego, oferująca możliwość doświadczenia i zapoznania się, jak kiedyś był wydobywany węgiel, oraz przeżyć głębokie emocje na kilku poziomach – 170m, 320 i od niedawna na 355 m.

Kopalnia Guido, Zabrze

Otwarta w 1855 roku w Zabrzu przez hrabię Guido Henckel von Donnersmarcka, któremu zawdzięcza również swoje imię, przeżyła burzliwą historię własną oraz ziem, na których została założona. Dzisiaj znajduje się na jednym z ciekawszych szaków turystycznych Polski – Szlaku Zabytków Techniki Województwa Śląskiego oraz wpisana jest na Europejski Szlak Dziedzictwa Przemysłowego.

Kopalnię mieliśmy okazję odwiedzić w zeszłym roku, podczas naszego pierwszego spotkanie ze Śląskim. Coś jednak powstrzymywało od napisania o tym miejscu. Teraz wiem – to był znak! Bo bez nowego poziomu 355 m opis tego niesamowitego miejsca nie byłby pełny.

Kopalnia Guido, Zabrze

320 metrów pod ziemią

Nie mam klaustrofobii, jestem zdrowa, nie licząc ślepoty od ślęczenia nad książkami i kretynizmu przestrzennego, niczego się nie boję (oprócz pająków i że zaśpię na samolot). Jednak, podpisując oświadczenie, że kwalifikuję się do doznań ekstremalnych, czuję, jak lekko drży mi serce. Uspokajam siebie – przecież to atrakcja turystyczna, setki ludzi wchodzą, wychodzą, zadowoleni, uśmiechnięci. Zakładam kask i dołączam do grupy. W grupie siła! Nie jestem tu w końcu sama.

Kopalnia Guido, Zabrze

Pan Irek, nasz przewodnik, ma donośny głos i sypie żartami jak z rękawa. Jemu to dobrze – schodził pod ziemię setki, jeśli nie tysiące razy, nie tylko jako przewodnik, przede wszystkim jako górnik. Opowiada nam nie historie z książek, tylko z życia wzięte, w tym własnego.

Nasza kolej na zjazd pod ziemię. Sygnał ostrzegawczy, drzwi z hukiem się zamykają i my gruchocząc na całe kilkaset metrów jedziemy w dół.

Kopalnia Guido, Zabrze

Winda nie ma żadnej amortyzacji i trzęsie, a ja przeżywam lekki atak paniki, szukając wsparcia w oczach Michała.

Drzwi otwierają się z takim samym hukiem, a my stawiamy pierwsze kroki na takiej głębokości, na samą myśl o której przeżywam lekkie zawroty głowy. Pracuję obecnie w wieżowcu na 31 piętrze, oglądając codziennie Warszawę z wysokości lotu ptaka, malusie samochodziki na dole i jeszcze mniejsze ludziki. A zjeżdża się jakieś 8 razy więcej, tyle że w dół.

Kopalnia Guido, Zabrze

Ruszamy korytarzami zabytkowej kopalni, poznając historię powstania, reguł schodzenia pod ziemię i z respektem oglądając gigantyczny trud rąk ludzkich – wykopać szyb, wgryźć się w ziemię, oddzierając kawałki węgla, który niejedno widział i słyszał przez te miliony lat, zabezpieczyć, opracować technologię, walczyć ze sobą i z naturą przedzierając się dalej w głąb Ziemi.

Kopalnia Guido, Zabrze

Czytałam wcześniej o górnictwie i jakieś ogólne pojęcie miałam. O trudach górników również. Nie tylko na Śląsku. Pisarze, dziennikarze i kronikarze zazwyczaj nie szczędzili opisów pracy, relacji i panujących warunków. Ale to jedno doświadczenie “na żywo” przeważa wszystko, co przeczytałam w swoim czasie. Serio.

Wyłączając się raz na jakiś czas z historii pana Irka, rozmyślam nad losem ludzi, schodzących codziennie pod ziemię. Teraz mamy czujniki, kontrole bezpieczeństwa, system zabezpieczeń – i nadal to wszystko czasem zawodzi. Na początku działalności kopalnia (nie tylko ta) zabierała wiele żyć, o czym wnioskuję po tablicach upamiętniających za kościołem na Nikiszowcu.

Sporo się mówi o tym, że najważniejsze, jak osoba po wydarzeniach tragicznych, w których się znalazła, się zachowa – kierowca po wypadku, narciarz po złamaniu kości, etc. A tak schodzić pod ziemię raz za razem wiedząc, że twój przyjaciel, z którym się dzieliło radości i trwogi życia, właśnie nie wrócił? I kolejny również. A praca nadal czeka, każdego dnia, bez wymówek i okresu ochronnego na “dojście do siebie”.

Kopalnia Guido, Zabrze

Moje rozmyślenia przerywa pan Irek uruchamiając na chwilę sprzęty, by pokazać nam w jakim hałasie pracowało się po kilkanaście godzin, bo niegdyś szychta trwała nawet 12 godzin. Po paru minutach dźwięk eskaluje w mojej głowie na tyle, że jedyne o czym myślę – żeby zniknął. Odliczam w wyobraźni kolejne minuty, godziny, dni, lata i zastanawiam się, co trzeba robić, by nie zwariować. Pan Irek ciepło uśmiecha się i podaje krótką odpowiedź – żartować i nie brać niczego na poważnie, wierząc bezgranicznie w to ramię obok, że nie zawiedzie i wesprze w trudnych chwilach. Po tych latach pracy w kopalni jest w stanie przekrzyczeć wszystkie dźwięki, rozchodzące się po korytarzach kopalni.

Meldujemy się telefonicznie przy każdym kolejnym etapie zwiedzania – bezpieczeństwo najważniejsze.

Kopalnia Guido, Zabrze

Kopalnia przestaje absorbować moje myśli w momencie, w którym wchodzimy do bardziej zaadoptowanych pomieszczeń, w których odbywają się różne eventy, koncerty, spotkania.

Kopalnia Guido, Zabrze

Kopalnia Guido, Zabrze Kopalnia Guido, Zabrze

Na końcu czeka wisienka – otwarty dla wszystkich (nie tylko dla wycieczek) pub 320 m, z własnym piwem.

Kopalnia Guido, Zabrze

Można zdjąć kask i odetchnąć – ciemne, ciche korzytarze za nami, tu są ludzie, rozmowy, światła.

Kopalnia Guido, Zabrze

W drodze powrotnej windą już zdobywam się na żarciki i do wspólnego zdjęcia pozuję z uśmiechem.

Cieszę się na widok nieba i rozświetlonej wieży bardziej, niż myślałam.

355 m pod ziemią

“Tylko” 35 m głębiej. Luzik. Już tak się nie przejmuję i pewnym krokiem kieruję się na recepcję. Podpisik i uśmiech do Pani zabierającej moje oświadczenie. Tym razem czeka na nas pan Andrzej. Jest ubrany w minionkowe kolory – już go lubię. Głos ma tak samo mocny, jak pan Irek, więc już się nie boję, że będąc na końcu wycieczki niczego nie usłyszę.

Pewnym krokiem prowadzi nas do zupełnie innego pomieszczenia (zero paniki, już przecież byłam, tylko milion pytań). Otrzymujemy dokładnie takie same stroje flanelowe – granatowe koszule i żółte kurtkę i spodnie. Do stroju w moich rękach ląduje maska przeciwpyłowa, okulary, butelka wody, torba i para kaloszy. Póki co, jedyna myśl, która nie daje mi spokoju, czy się zmieszczę w podany przez siebie rozmiar. Zapięłam się i jestem z siebie dumna. Ale to nie koniec ekwipunku. Uzupełniam wyposażenie o kask, czołówkę oraz aparat tlenowy ucieczkowy.

Lekko zaniepokojona, słucham instrukcji obsługi i zastanawiam się, jakie są szanse, że mi się dzisiaj przyda. Tradycyjnie zakładam wszystko nie tak. Pan Andrzej rozbawiony i niewzruszony, poprawia sprzęt na każdym uczestniku grupy, niestrudzenie powtarzając, jak odbezpieczyć aparat. Na wszelki wypadek słucham jeszcze raz. Kalosze są wygodne – serio. Tak wygodnych nie miałam nawet własnych. I modne – industrialny design ;).

Wreszcie wszyscy gotowi. Tylko dwie bezpańskie torby z narzędziami czekają, aż ktoś je weźmie ze sobą w podróż (po co nam narzędzia?). Brawurowo zarzucam sobie na ramię i ruszamy. Jedyne, co mnie zastanawia, dlaczego pozostałe grupy tak na nas się oglądają. Zapewne dlatego, że nie mają tak fajowych okularów i maseczek.

Kopalnia Guido, Zabrze

Zjeżdżamy. Procedura ta sama, więc spokojnie przeczekuję nagłe podrygiwania windy. W końcu została zrobiona, by wozić ludzi do pracy i węgiel, o czym świadczą tory w podłodze. O komforcie tu raczej nikt nie myślał.

Kopalnia Guido, Zabrze

Wita nas koń.

Kopalnia Guido, Zabrze

Koni, w odróżnieniu od ludzi, nikt z powrotem codziennie nie wywoził. Więc ich życie sprowadzało się do ciężkiej pracy i ciemności. Kanarkom też w kopalniach nie było najłatwiej – były sygnałem ostrzegawczym, czy stężenie CO2 osiągnęło poziom niebezpieczny dla ludzi – sygnałem, jak się domyślacie, jednorazowym.

Torba z narzędziami powoli zaczyna ciążyć ramię. Ale brawurowo stawiam kroki. Jest to ekwipunek, z którym górnicy codziennie schodzili pod ziemię. Cichutko cieszę się, że nie bierzemy udział w ekstremalnych aktracjach survivalowych albo żołnierskich (z tego co pamiętam, żołnierze potrafili nosić na sobie do kilkadziesiąt kg ekwipunku).

Kopalnia Guido, Zabrze

Pan Andrzej tak samo rubasznie żartuje, my razem z nim, aż stwierdza, że za chwilę skończy się światło i dalej pójdziemy w ciemnościach (wspominałam już, że jestem ślepa? Czy byli na pokładzie krótkowzroczni górnicy?). Pan Andrzej lituje się nade mną i zabiera torbę z narzędziami. Uff. Trochę lepiej. Albo nie. Po krótkiej przerwie na ławeczkach, podczas której słuchamy o historii górników, przekraczamy próg, gdzie zostajemy ze światłem czołówek. A co się dzieje w przypadku, jeśli zgaśnie?

Kopalnia Guido, Zabrze

Przez chwilę nie dowierzam, kiedy słyszę, że pan Andrzej proponuje nam rozgościć się “in the middle of nowhere”, zdjąć aparaty i zająć się skręcaniem kątowników na rogatkach. Mamy je sobie przy okazji przynieść (ee jak to wygląda?). Na raz-dwa-trzy wspólnymi siłami układamy i skręcamy kontowniki śrubami.

Kopalnia Guido, Zabrze

Nie w tą stronę. Pan Andrzej pozostaje nieugięty i każe rozkręcać i zrobić tak jak trzeba. Nie ma, że “my tylko turyści”, trzeba walczyć. Juhu! Skręcone!

Kopalnia Guido, Zabrze

Mam ochotę wypić całą butelkę wody, ale nie wiedząc, ile nam zostało drogi do pokonania, powstrzymuję się. Uśmiech blednie, kiedy słyszymy, że trzeba na te kątowniki naciągnąć taśmę. To k… waży chyba tonę. My nie naciągniemy? W końcu mamy wyregulowane ruchy i wspólnie układamy tak, że Sztygar jest z nas zadowolony. Idziemy dalej!

Aparat powoli zaczyna ciążyć. Mam wrażenie, że z każdym krokiem przybywa mu kilogram wagi. Zasilanie do czołówki przestaje równoważyć. Nogi też tak jakby słabsze. Dam radę, dam radę.

Skręcamy rurociąg – juhu! Już nie rozglądamy się po stronach zastanawiając się jak to zrobić, tylko od razu rozbijamy się na grupki i bierzemy się do pracy.

Kopalnia Guido, Zabrze

Tylko te p.. śruby zakręcają się nie w tę stronę. No dobra, jeszcze raz, razem raźniej. Jeszcze mamy siły na portrety i zadziornie podnosimy w górę klucze.

Kopalnia Guido, Zabrze

Dalej schodzimy pod kątem 14 stopni wąskimi korytarzami. Sufit jest naprawdę nisko – każdy krok odliczam głową, obijając się kaskiem o belki stropowe.

Kopalnia Guido, Zabrze

Super kaski mają. Co się dzieje w przypadku, jeśli jednak zbiję czołówkę? Staram się nachylić, ale plecy mi mówią, że tak się nie umawialiśmy. Ok, no to obijam się głową dalej. Jest prawie śmiesznie. Stuk… stuk… przede mną i za mną inni też haczą głowami o sufit.

Aparat tlenowy waży już tonę. Niosę go w rękach, by ramię odpoczęło. Pan Andrzej opowiada w międzyczasie, że górnicy czasem musieli iść po kilka kilometrów korytarzami. Mnożę moje doświadczenie razy ileś godzin, doliczam drogę powrotną.

W świetle czołówki widać, jak gęsty pył węglowy wisi w powietrzu. Zakładam maskę nie zastanawiając się czy mi “do twarzy”. Pomaga oddychać.

Na widok piły i bryły drewna słabo popiskuję, ale czuję jeszcze zapał do pracy. Jednak na widok łopaty i kupki węgla do przerzucenia wymiękam. Nawet jeden kamyk na końcu szufli wydaje się ważyć straszne kilogramy. I tak kilka-kilkanaście godzin? Pan Andrzej zlitował się nad nami i daruje nam prace końcowe.

Kopalnia Guido, Zabrze

Chwilę później wychodzimy znowu na pub. Ludzie patrzą na nas jeszcze dziwniej, niż przy wejściu. Ale tu możemy wreszcie zrzucić wszystkie kilogramy. Czuję się jak piórko. Chleb ze smalcem i ogórkiem? Pycha! Popijany zimnym piwem. Ok, teraz rozumiem, dlaczego kuchnia tu obfituje w dania tłuste, solidne, treściwe oraz ofertuje taką dawkę kalorii. W ogóle mnie to nie dziwi. Jadłabym!

Smalec? Dobry! Szkoda, że nie grubszą warstwą. Organizm domaga się tłuszczu na uzupełnienie sił. Żurek? Tak! Zjadłabym jeszcze ze dwa talerze. Zmęczenie mija.

Pozostaje uczucie dobrze spędzonego czasu. Jest ciężko, ekstremalnie ciężko. Ale teraz rozumiem odrobinę lepiej, jaka ciężka praca to jest. Robiąc różne rzeczy w życiu, przekonuję się, że szacunku do cudzego wysiłku nabiera się, kiedy się spróbuje samemu – jak to jest zrobić projekt, wydobyć i załadować węgiel, upiec dziesiątki chlebów w piekarni, wyhodować roślinki na stół, stworzyć coś od podstaw na sprzedaż, na wystawę, gdziekolwiek.

Rzucam ostatnie spojrzenie na błękitnego giganta – było warto. I wam polecam!

Kopalnia Guido, Zabrze

Miejcie tylko na uwadze, że na 355 m można zjechać tylko organizowaną grupą (od 10 osób). Kopalnia przyjmuje rezerwacje na już skompletowane grupy lub tworzy też grupy z osób indywidualnych. Warto zapowiedzieć się wcześniej, by ustalić termin, w którym możecie do grupy dołączyć – jeśli zwiedzacie Śląskie indywidualnie.

 Ceny i godziny zwiedzania kopalni

Więcej ciekawych obiektów i pomysłów na zwiedzanie Śląskiego znajdziecie na stronie Śląskie. Pozytywna energia oraz na stronie Szlaku Zabytków Techniki.

Kopalnia Guido

ul. Jodłowa 59, 41-800 Zabrze

Komentarze z Facebooka
Jeśli spodobał Ci się ten post i chcesz być na bieżąco, to po więcej informacji, inspiracji, ciekawostek zapraszamy na   Facebook, Instagram Twitter - do zobaczenia!
pokaż więcej
Load More In Najlepsze

Skomentuj

26 komentarzy

  1. Andrzej

    13 maja 2022 at 12:17 pm

    Wygląda ekstra :)

    Odpowiedz

  2. skriv

    26 kwietnia 2021 at 6:34 pm

    Wow, brzmi niesamowicie! To niestety nie dla mnie ze względu na klaustrofobię i różne inne lęki. Ale do samego Zabrza na pewno muszę się kiedyś wybrać!

    Odpowiedz

  3. Kasia

    19 października 2017 at 12:04 pm

    Bardzo podobają mi się blogi podróżnicze. Uwielbiam w wolnej chwili je przeglądać. Jestem pod wrażeniem.

    Odpowiedz

  4. ja

    18 marca 2017 at 7:27 pm

    Świetna okazja żeby zobaczyć jak wygląda kopalnia “od środka”. Mam nadzieję, że będę miał okazję jeszcze tam pojechać, tym razem nie w ramach pracy
    W pewien sposób ciekawsza nawet od Wieliczki

    Odpowiedz

  5. Ewa

    23 maja 2016 at 3:12 am

    Świetna relacja, nam jeszcze nie udało się odwiedzić kopalni, choć mieszkam rzut beretem. Wygląda na ciekawą wycieczkę.

    Odpowiedz

  6. Agnieszka Ilnicka

    28 kwietnia 2016 at 5:48 pm

    Ale świetnie miejsce! Już o nim raz słyszałam w Cieszynie i zdążyłam wpisać na listę miejsc do odwiedzenia. Bardzo lubimy zwiedzać podziemia – a tutaj jeszcze mogliście założyć takie stroje! Ale Wam zazdroszczę :)

    Odpowiedz

  7. Marta - Podróże od kuchni

    20 marca 2016 at 9:24 pm

    To była wspaniała przygoda! Fajnie było razem z wami skręcać śruby pod ziemią. Podróże od kuchni pozdrawiają! :)

    Odpowiedz

  8. Kinga

    19 marca 2016 at 8:49 pm

    Podobne – ale o niebo mniej hardkorowe – doświadczenia mam tylko z kopalnią soli w Bochni. wtedy jakoś mnie ten szyb specjalnie nie przestraszył, ale im jestem starsza, tym gorzej, więc w sumie tym bardziej mam ochotę o kopalnię Guido zahaczyć i zobaczyć jak zareaguję.

    Odpowiedz

  9. Justyna Karolina

    16 marca 2016 at 3:04 pm

    Świetne doświadczenie i ogromny szacunek dla ludzi, którzy w takich warunkach ciężko pracują całymi godzinami, miesiącami, latami…. Człowiek od razu nabiera trochę pokory.

    Odpowiedz

  10. Wieczna Tułaczka

    16 marca 2016 at 11:05 am

    To musi być niesamowita przygoda! Oprócz tradycyjnego zwiedzania namiastka górniczej pracy… Już po samym tekście ciężko ogarnąć trudy pracy pod ziemią. Się nie dziwię, że na koniec częstują piwkiem! :D

    Odpowiedz

  11. Magda

    16 marca 2016 at 10:44 am

    Byłam tam kiedyś na zwiedzaniu z Przemklie, a on jest z Pomorza. Trzeba było tłumaczyć mu wszystko na polski hehe

    Odpowiedz

  12. Asia (Lisy w drodze)

    16 marca 2016 at 10:15 am

    Guido dosłownie wybiło się na pierwsze strony blogów podróżniczych w 2016:) Ja niestety będąc z 5-latkiem mogłam zadowolić się jedynie odcinkiem na poziomie 170 m. Ale widząc po zdjęciach niżej jest jeszcze fajniej, więc na pewno tam wrócę:)

    Odpowiedz

  13. Joanna Ejsmont Lisowska

    14 marca 2016 at 9:14 am

    ja koniecznie muszę wrócić na niższe poziomy, bo z 5-latkiem nie mogłam:(

    Odpowiedz

  14. Trzy Włóczykije

    13 marca 2016 at 1:15 pm

    Uwielbiamy to miejsce! Ba! Ja sobie nawet rękami odgrzebałam trochę węgla dla młodego:)

    Odpowiedz

  15. Oliwia Papatanasis

    13 marca 2016 at 9:57 am

    Miałam być w zeszłym tygodniu, ale nie wyszło :( Pewnie w kwietniu się uda :D

    Odpowiedz

  16. Kamila Anna Napora

    12 marca 2016 at 9:02 pm

    byłam tylko raz i na chwilę, ale zdecydowanie musze wrócić, rewelacyjne miejsce!

    Odpowiedz

  17. Natalia Malec

    12 marca 2016 at 2:16 pm

    Poziom 355 wygląda bardzo interesująco, świetny pomysł!

    Odpowiedz

  18. Agnieszka Ptaszyńska

    12 marca 2016 at 1:15 pm

    a ja już za dwa tygodnie! Ekstra :D To miejsce to było dla mnie odkrycie ostatniej wycieczki

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Zobacz także

Gdzie na wino w Warszawie – winoteki, sklepy, bary

Dawno temu, tak dawno, że nigdy się nie przyznam, w którym roku t…