
Nie tak dawno wszystkich nas (OK – NASZE pokolenie;-) ogarniała radość, że sklepy zaczęły się napełniać zagraniczną żywnością (nieważne, że coraz więcej chemii). Kolorowe papierki kręciły w głowach. Powoli znikały kolejki oraz nadmiar popytu nad podażą.
W trudnych czasach przejściowych pojawienie się supermarketów – tych wielkich molochów naszpikowanych tym wszystkicm co do życia potrzebne – robiło wrażenie. W latach 90’tych ja, dziecko wiecznie budowanego socjo-komunizmu, nie mogłam uwierzyć własnym oczom przechodząc się po ogromnych mallach i supermarketach USA – GDZIE JUŻ WSZYSTKO BYŁO (sztuczne of course – puree w proszku, sok w 5l baniakach, mleko bez smaku, multum urządzeń ułatwiających życie oraz dłuuuugie półki które były symbolem lepszego życia, przewagi kapitalizmu.
Potem okazało się, ze supermarkety oszukują, wykładają nieświeże jedzenie, odświeżają to co powinno dawno być wyrzucone i wykorzystują pracowników (tak rosła nasza świadomość społeczna). Wtedy bardziej szczęśliwa finansowo część społeczeństwa, na fali walki sklepów osiedlowych i lokalnych dostawców z supermarketami, zaczęła również budować swoją świadomość szukając zdrowej żywności, bez pestycydów (ach ta nasza wiara w papierki, loga oraz wiedzę internetową).
Tak lokalne targi w dużych miastach zaczęły z powrotem wracać do łask. A w ich cieniu zaczęły rosnąć miejskie inicjatywy typu wspólnych śniadań na trawie, jarmarków z lokalnymi produktami w miejscach mniej lub bardziej modnych. Przyznaję się bez bicia, że wszystkich – mimo wielkich chęci nie odwiedziliśmy – by sprawiedliwie porównać. Takie miejsca pojawiają się praktycznie we wszystkich dzielnicach Warszawy, niektóre nie przetrwały.
Co takie spotkania dają? Dla knajp i restauracji – możliwość zaprezentowanie oferty i namówienia do odwiedzenia lokalu, dla producentów – pokazania i sprzedaży swoich wyrobów, dla inicjatyw bez lokalizacji (typu Można Mlaskać,Masło i Szalwia) – przygotowanie smacznego posiłku, pokazanie możliwości kulinarnych i pasji do eksperymentowania w kuchni. Coraz bardziej popularne są stoiska wegańskie, wegetariańskie albo kuchni egzotycznych zagranicznych (etiopska, indyjska, włoska, meksykańska). W zeszłym roku dość intensywnie promowały się stoiska Le Targu w różnych dzielnicach ale w tym roku jest o nich cicho.
Urban market (Solec)- wydarzenie cykliczne, odbywające się zazwyczaj parę razy do roku w 1500m2 – można zjeść (od dań wegetariańskich, poprzez ciasta bezglutenowe po sushi, kuchnie egzotyczne, hamburgery – czego tylko dusza zapragnie), napić się – soki, wina, kupić ciuszek albo coś do domu. Przez to że odbywa się dość rzadko, cieszy się niezmienną dużą popularnością niezależnie od pogody. Mimo wielkiego tłoku ma swój urok i klimat.
Soho Market (Praga) – odbywa się co weekend w kultowym miejscu – Soho Factory. Na początku byłam niesamowicie zachwycona, ale po paru wizytach czegoś zabrakło. Ceny na jedzenie rosły. Nie znam całej specyfiki budowania ceny na danie ale 15-20zł za małą miseczkę jedzenia…hipstersko ale nie do końca miłe dla portfela. Było parę fajnych inspiracji które odtworzyłam i polepszyłam w domu, więc konieczność odwiedzania tego miejsca powoli zanika. Można tam nabyć również kiełbasy, wina, chleb i ciasta. Tam poznałam smak ciasta doskonałego od Pani z uroczej cukierni z Mokotowa – Deserownia. Tak zawsze piszczę na widok tych bez i ciasta czekoladowego, że sympatyczna Pani tworząca te cuda mnie zapamiętała:) Wolę jednak nawiedzić kawiarnię raz na jakiś czas tam gdzie mają otwarty lokal. Trochę zdjęć tu.
Od nie tak dawna na topie jest tez Targ w Domu Jabłkowskich – głównie stoiska producentów (plus kawa i ciasta). Można nabyć mięso z polskich masarni, sery, sery kozie, oliwki, oliwy, jajka, miody, wegańskie przysmaki, przetwory, hummusy (oooj jest nr 1 na wszelkich inicjatywach modno-zdrowotnych), kiełbasy, kaszanki, pasztety (doooobre pasztety). Można kupić całkiem dobre produkty, w nie całkiem rozsądnych cenach – moim skromnym zdaniem, ale zawsze świeże.
Naszym absolutnym faworytem na długie miesiące został jednak Targ Śniadaniowy na Żoliborzu. Długo pomijany, wygrał stoiskiem rybnym Z Kutra ryba – szukaliśmy miejsca, gdzie można kupić świeże ryby w Warszawie, których jest jak na lekarstwo. A okazało się, że – proponując mniej więcej to samo – jest jednak inaczej. Przetrwali marznąc zimę, teraz przenoszą się na większe tereny na lato. Czym kusi targ? Trudno określić… Jest rodzinny klimat, jest klimat osiedlowy, jest radośnie, przyjaźnie, jest pachnąco aromatycznie. Można zjeść – i tu właściwie do wyboru do koloru – jajecznica, omlety, fasolka, oscypki, naleśniki i pankejki od Pankejki i Spółka (kto nie próbował – polecam gorąco), kuchnia etiopska od Abyssinia, meksykańskie tortille od Burritos Locos (obiecali następnym razem wystąpić w sombrero). Tu znalazłam cudne włoskie sery (Tutto Bene) – nadal wspominam czule Pecorino czekając na następny targ, ryby (doszły ryby ze Stawów Mielickich – spróbujcie jesiotra albo karpia PYCHA oraz rarytasy od Fish Lovers z Portugalii (co prawda ja jeszcze na ośmiornice albo precebes się nie skusiłam ale przepisy ogarnęłam więc jest to tylko kwestią czasu), warzywa, ciasta (to łakomstwo kiedyś mnie zgubi;), oliwy, soki tłoczone oraz świeży chleb i wędliny/kaszanki od Dobrej Kiszki. W zimie trzeba było przeciskać się w wąskich uliczkach Żoliborza samochodem albo dojechać komunikacją miejską, latem to jest cudna okazja by przejechać się rowerkiem na kawę, koktajl od Get Green (robimy co prawda regularnie w domu, ale komu by nie chciało się raz na jakiś czas zamiast robienia dostać gotową szklankę/talerz cudowności?) i zrobić zakupy na obiad/śniadania. Na ostatnim targu przed świętami wielkanocnymi dwóch panów tak cudnie grało jazz na słoneczku, że wracać do domu właściwie się nie chciało. Chciało się siedzieć, pić kawę i słuchać dobrej muzyku. Obok jest Cytadela – po zakupach można pójść na spacer dookoła albo nad Wisłę:)
Ja w takim miejscu poczułam, że żyję:) jest rodzinnie i anonimowo, jest zdrowo, świeżo a mimo wszystko dostępnie. Jaki efekt odwiedzin? Przestałam kupować wędliny w sklepie, przestałam kupować mrożone ryby (a to nie tylko za sprawą targu, lecz również pobytu na Sri Lance i w Indiach), wyszlifowałam parę przepisów (już ślęczę nad składnikami) oraz przy każdej możliwej okazji robię smoothie, nie tylko w wersji green, również jogurtowej, sojowej, miksie i nawinie:) Przepisy wkrótce, zdjęcia na dole a ja każdego namawiam do wizyty i własnej opinii – wszystko co robimy dla siebie to tylko na plus! :)
pattravel
22 lipca 2014 at 1:07 pm
W Krk z mniejszym rozmachem, ale też coś się w tym temacie dzieje. W ostatni weekend było tak: https://pattravel.wordpress.com/kuchnia/wydarzenia/
Tati
22 lipca 2014 at 1:27 pm
też fajnie! w Warszawie Targ Śniadaniowy zaczął tak bardzo się rozwijać dopiero w tym roku. Kilka inicjatyw w ciągu ostatnich paru lat umarło. Widocznie ludzie potrzebowali czasu by do takich wydarzeń cyklicznych się przekonać. Teraz Targ się rozrasta, jest jedną z największych imprez weekendowych w Warszawie i uruchamia nowe lokalizacje. Ja targi uwielbiam i zawsze staram się być – chociaż na kawkę, deser albo po świeże dobre produkty do domu:)
pattravel
23 lipca 2014 at 10:06 am
W Krk targi jeszcze na dobre się nie rozkręciły. Pojawia się dużo nowych inicjatyw około kulinarnych (co jest super fajne), ale niestety na większości pojawiają się te same produkty i momentami mam wrażenie, że jest to ta sama impreza tylko plakat się zmienia.
Tati
23 lipca 2014 at 10:25 am
Myślę, że to będzie się rozwijało. Blogerzy kulinarni, malutkie knajpki z ciekawym menu, osoby dobrze gotujące muszą uwierzyć w moc takich wydarzeń, wtedy będzie różnorodnie (może. w Warszawie też wielu bierze udział dosłownie wszędzie i zawsze). Rok temu albo nawet w zimie na targu było dosłownie kilku wystawców. Teraz trzeba czekać na miejsce by się wystawić. Jest trend by odżywiać się zdrowo, eko, swojsko (co wcale nie oznacza, że targi w 100% to gwarantują), ludzie szukają miejsc by wyjść z domu i spędzić dzień/weekend inaczej. Trzymam kciuki by na krakowskim targu panował krakowski klimat (zresztą z przyjemnością sprawdzę osobiście:)
pattravel
23 lipca 2014 at 11:47 am
Haaa a ja planuje sprawdzić warszawski klimat targu :D
Tati
23 lipca 2014 at 1:13 pm
W takim razie trzeba się spotkać – na śniadanie/kawę :)
pattravel
23 lipca 2014 at 3:02 pm
jestem na tak :)
Tati
23 lipca 2014 at 3:58 pm
w takim razie będę czekała na cynk :)