
Morskie Oko w Krakowie mocno nawiązuje kuchnią i wystrojem do kultury zakopiańskiej oraz tradycji góralskiej.
Jest też moim największym zaskoczeniem podczas naszych pierwszych kroków Małopolską Trasą Smakoszy.
Postawiliśmy na niedzielę wieczór. Wydawało nam się, że wszyscy ci, którzy chcieli wyjść w weekend na obiad, dawno już to zrobili, a wieczorem będzie luźniej. I co? Ani jednego wolnego miejsca. Z trudem wcisnęliśmy się do małego stolika tuż przy wejściu, bo chcieliśmy sprawdzić, cóż tak przyciąga ludzi.
Chodzi o to, że dobrze karmią i są bardzo gościnni.
Spis treści
Myślę, że najlepszą rekomendacją tej restauracji będą moje nieustające, powracające myśli o tym, czego tam spróbowaliśmy. W Morskim Oku jest naprawdę duży wybór dań polskiej kuchni tradycyjnej i góralskiej. Każdy znajdzie tu coś dla siebie – wołowina, wieprzowina, drób, baranina, oczywiście, też pierogi, bez których żadna tradycyjna biesiada obejść się nie może.
Przystawki
Ostatecznie zdecydowałam się na kaszankę. Tak. Nie na tatar, nie na śledzika, ani na placki ziemniaczane. Na kaszankę. Kusił też bigos, ale ostatnio (nieskromnie się przyznam) wychodzi mi wyjątkowo smaczny, i tą myśl porzuciłam.
Z kaszanką w ogóle mam dość ciekawą historię. Pamiętam, jak zobaczyłam ją po raz pierwszy na talerzu. Została zaserwowana dla naszej grupy na kolację po jakiejś wycieczce. Megagłodni, prawie biegliśmy do stołówki. Nagle dwie pierwsze osoby zatrzymały się, jak wkopane w ziemię. A my – na nich, jak w najlepszych kanonach kreskówek. Na talerzach leżały ciemno-brązowe kupki, zachęcające nas całymi sobą do konsumpcji. Tego dnia nikt nie zjadł kolacji.
Moi znajomi śmiali się długo z tej historii, a potem przygotowali kaszankę jeszcze raz, specjalnie dla mnie – z przyprawami i cebulką, podsmażoną na piękny złocisty kolor. I od tego momentu bariera pękła – polubiłyśmy się bardzo. Jest to jedno z dań kuchni polskiej, które lubię raz na jakiś czas zrobić w domu na śniadanie. Na mieście zamawiam najczęściej z grilla, ale tu skusiła mnie “własna receptura”.
Na zdjęciach (i talerzu) nadal wygląda jak wygląda. Ale tu smakuje bardzo dobrze.
Michał na mnie patrzył z podziwem, popijając herbatę góralską, która rozgrzewała doskonale po dość zimnym wietrze i ogólnie niezbyt miłej pogodzie.
Może i mrozu w tym grudniu nie było, ale wiatr zdawał się zabawiać się z przechodniami, ściskając mocno palce, klepiąc znienacka po policzkach i wskakując za kołnierz kurtek. Czułam, jak ciepło powoli rozchodzi się we wszystkich kierunkach, otulając nas jak szalik wokół szyi i odcinając od niepogody za oknem.
Dania główne
Och, ależ to był trudny wybór. Zawiesiliśmy się na dłuższą chwilę, pieczołowicie się wgryzając już w same nazwy, czując na końcu języka oferowane smaki.
Ostatecznie zdecydowaliśmy się na dania dość trudno dostępne, głównie ze względu na sosy z grzybów leśnych. Rok 2017 był w grzyby bardzo obfity. Próbowaliśmy się najeść prawdziwków i podgrzybków na zapas, przynosząc i gotując je co drugi dzień we wszystkich możliwych daniach. Zamrożone skończyły nam się dwa tygodnie po wrzuceniu do zamrażalnika… Widząc je teraz w karcie, nie mogłam się powstrzymać, by jeszcze raz nie przywrócić smaków wczesnej jesieni.
Pierogi z jagnięciną z sosem borowikowym
To właśnie o nich myślę cały czas.
Delikatne, cienkie ciasto, które w żadnym stopniu nie przebijało smaku pysznego nadzienia oraz cudownie pachnący sos sprawiły, że zniknęły w mgnieniu oka.
Fileciki cielęce w sosie z leśnych grzybów
Michał był bardzo oryginalny i zamówił mięso z sosem grzybowym.
Był zachwycony!
Tylko dlatego, że nie skusiliśmy się na zapiekane ziemniaki, zostało nam miejsce na deser.
Deser
Michał patrzył na mnie z lekkim niedowierzaniem, kiedy cichym głosem spytałam Panią, czy jest sernik. Sernik był i na talerzu prezentował się okazale.
A potem, szczerze mówiąc, trudno było ocenić, które z nas szybciej machało łyżeczką. Z pewnością można stwierdzić jedno – mimo dość solidnego najedzenia się, sernik zniknął szybciej, niż przypuszczaliśmy. Mój plan, by dojeść go na śniadanie legł w gruzach, a Michał przyznał, że sernik był bardzo dobry. Biorąc pod uwagę, jak często Michał odmawia jedzenia deserów oraz jak często, próbując jeden kęs, odkłada łyżeczkę na bok, kwitując smak “jest ok”, była to wysoka ocena sernika z Morskiego Oka!!!
Następnym razem zamierzam spróbować lodów makowych z rumem. Postanowione.
Morskie Oko – lokalizacja
Latem przy restauracji działa dość duży ogródek, pozwalając podczas konsumpcji gapić się leniwie na tłum, podążający w swoich sprawach przez plac Szczepański. Niedzielnym wieczorem nie było tu nikogo, tylko para koni, ciągnąca za sobą karocę dostojnym krokiem, minęła nas powoli, kosząc w naszą stronę ciemnymi powabnymi oczami.
Jak trafić do Morskiego Oka
Spacerem od Głównego Rynku
Morskie oko to świetne miejsce na lunch albo obiad po spacerze na Starówce. Z głównego rynku można dojść na piechotę w ciągu kilku minut, przez ulicę Szewską i Jagiellońską.
Komunikacja miejska
Najlepszym przystankiem będzie Teatr Bagatela. Dojechać tu można tramwajami 2, 4, 14, 18, 24, 64,69 oraz autobusami 152, 124, 502, 424. Dojazd najlepiej sprawdzić na jakdojade.pl. Zaoszczędzi mnóstwo czasu i niepotrzebnych nerwów przy samodzielnym planowaniu połączeń.
Samochodem
Przy placu Szczepańskim jest kilka miejsc parkingowych. Jest szansa, że będzie można zostawić tu samochód, aczkolwiek w sezonie na to specjalnie nie liczyłabym.
***
Morskie Oko trafia na listę moich ulubionych restauracji w Krakowie. Serdecznie polecam i Wam – może kuchnia góralska w przytulnej atmosferze przypadnie wam do serca!
Znajduje się na Trasie Smakoszy zasłużenie, a my będziemy tu raz na jakiś czas wpadać, próbując kolejnych dań
Plac Szczepański 8, Kraków
ZOBACZ WSZYSTKIE NASZE POSTY Z MAŁOPOLSKI
Karczmy z Małopolskiej Trasy Smakoszy odwiedziliśmy na zaproszenie Polskiej Organizacji Turystycznej.
kofler
28 marca 2019 at 5:59 pm
Przeczytalam te wszystkie informacje z zapartym tchem, szukam miejsca na moje urodziny i mimo ze pochodze z centralnej Polski chcialabym je zrobic w okolicy Krakowa z muzyka,ze spiewem bo chce zeby je wszyscy zapamietali
Grażka
15 stycznia 2018 at 11:55 am
Jeszcze nigdy tam nie byłam. Pochodzę z gór, ale od 7 lat mieszkam w Krakowie. Może ze względu na moje pochodzenie omijałam to miejsce. Chyba jednak zmienię podejście :) Przekonała mnie zwłaszcza kaszanka, której jestem wielką fanką.