
Były czasy, kiedy tylko przyspieszałam kroku, mijając skrzyżowanie przy Feminie. Tak, dla mnie zawsze zostanie “przy Feminie”, mimo że kina Femina nie ma od kilku lat (skrzyżowanie al. Solidarności i ul. Jana Pawła II). Przeskakiwałam pustym wzrokiem po szyldozie i miszmaszu w witrynach sklepów, sylwetkach osób, w skupieniu wgryzających się w kanapki KFC za wielkimi oknami, i biegłam dalej. Pewnie dlatego nigdy nie zwróciłam uwagi na tabliczkę, ginącą ze swoim delikatnym logo na tle budynku – La Bomboniera.
Ktoś musiał mi o tej cukierni powiedzieć. Prawdopodobnie, kiedy cierpiałam po jakimś wyjeździe do Włoch, na niedobór włoskich dolce i dolce vita. Nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy wejść w podwórko w poszukiwaniu cukierni.

W ciągu tych kilku lat przeszliśmy w naszych z La Bombonierą relacjach od sporadycznych wizyt po bigne i szot espresso, poprzez wysiadanie przystanek wcześniej i obowiązkowe bomboloni z ricottą na Wielkanoc, po cotygodniowe wizyty czwartkowe.

Uzależniliśmy się całą rodziną od eklerów z kremem mango oraz torty di ricotta (w menu – cassata), która rozpływa się w piątek rano na języku, w parze ze smolistą, czarną kawą, którą wlewam sobie do fikuśnej filiżanki, celebrując moment.
Romantyczna historia La Bomboniery
Spis treści
La Bomboniera śmiało mogłaby posłużyć prototypem jakiegoś filmu romantycznego.
Sadząc po wielu artykułach z 2015 i 2016 rr., cukiernia i jej historia wywarła wrażenie nie tylko na mnie.
W skrócie – Pasquale Melillo, inżynier z Rzymu, przyjechał do Warszawy budować II linię metra, zakochał się, został i otworzył cukiernię :). Nieźle, co? Chociaż, powiem wam, byłam gotowa założyć się, że jest bardziej z południa Włoch – patrząc na asortyment cukierni z mocnym sycylijskim akcentem.
Nie wiem, jak skończyła się przygoda z budową metra, cieszę się, że historia z cukiernią trwa. Nigdy tu nie było wykwintnie, zawsze domowo, rzemieślniczo, przytulnie i gościnnie.
Parę lat później otworzyli drugą lokalizację na Ursynowie. Skutecznie zabiły ją ograniczenia i zakazy, które pojawiły się w naszym życiu wraz z covidem.
Cieszę się, że ocalała główna lokalizacja. Trudno mi sobie teraz wyobrazić tygodnia bez szybkiej kawy, rozmów o ciastkach przy ladzie, nieudanych prób kupienia tylko jednego ciastka albo bez dłuższej przerwy przy stoliku, w cieniu drzew, latem.
La Bomboniera – nasze ulubione ciastka
- Cassata (torta di ricotta), z delikatną warstwą czekolady w środku, jest naszym numerem 1. Michał, idąc do La Bomboniery, zawsze zadaje to samo pytanie: “Po dwa czy w tym tygodniu na diecie i po jednym?”

- Ekler z kremem mango (inne niestety nie krzyczą do mnie “zjedz mnie”)

- Mousse Imperiale – kocham i kupuję sobie zawsze do celebracji specjalnych okazji albo po ciężkim dniu w pracy

- Faworki na Ostatki!!!
- Bomboloni z ricottą na Wielkanoc!!! Te pączki, oczywiście, są normalnie w sprzedaży w pozostałe dni roku. Nie jestem jednak “pączkowa” i raz w roku kieruję swoje kroki do La Bomboniery, żeby umrzeć z rozkoszy, zanurzając zęby w delikatne ciasto z wyjątkowym kremem
- Cannoli – co prawda, odkąd chodzimy co tydzień również do Grano Duro, już nie kupujemy tu cannoli, ale są dobre, choć nie takie, jak w Katanii :)
- moja mama lubi też torta caprese, choć powiem nieskromnie, że w domu (chyba) wychodzi mi lepsza, ale lenię się i robię rzadko. Za rzadko!

Niestety nie podeszła mi sfogliatella (rodem z Neapolu). Zjadłam tych ciastek, powiedzmy, dość dużo podczas wyjazdów i te w Warszawie nie będą moim ani pierwszym, ani nawet kolejnym wyborem, choć są bardzo ok.
La Bomboniera, Al. Jana Pawła II 82, Warszawa (wejście przez podwórko).
Skomentuj