
Piran – chodźmy na spacer!
Spis treści
Piran jest perełką wybrzeża Słowenii, warto tu przyjechać choć na kilka godzin.

Droga z Kopru do Piranu jest jak wyjście na ulubione lody. Idziesz do miejsca, w którym robią najlepsze w mieście. Po drodze spotykasz ludzi, którzy już je sobie kupili, zajadają się nimi łyżeczką z kubeczków albo nadgryzając wafelek. Stoisz w gigantycznej kolejce, ale wiesz, że warto stać tu tyle, ile trzeba. Bo są najlepsze!
Z Piranem jest tak samo :).

Miejski autobus do Piranu jedzie powoli poprzez większość znanych miejscowości wypoczynkowych wybrzeża, z widokiem na morze Adriatyckie. Czasami chce się machnąć ręką na plan i wysiąść na pierwszym przystanku, nie czekając na ostatni w Piranie.
Za oknem pojawia się coraz więcej wczasowiczów w wakacyjnych kreacjach, przy dobrej pogodzie – z kolorowymi pontonami i innym nadmorsko-urlopowym ekwipunkiem. Wszyscy idą na plażę albo z niej wracają. Przez chwilę nawet odczuwam takie małe ukłucie zazdrości, zadając sobie ciche pytanie – dlaczego my jedziemy na wycieczkę, a nie na plażę.
Piran – wzdłuż nabrzeża
Na Dworcu Autobusowym w Piranie tłok, który szybko znika. Nikt nie marnuje czasu na zdjęcia. Szybko znikają w bocznych uliczkach albo kierują się na główny plac. A my zostajemy z takim widokiem.

Plac Tartini
Na placu Tartini (to właśnie rzeźba kompozytora zdobi plac, tu też znajduje się jego dom-muzeum) tętni życie wczasowe. Pełno kawiarenek, jest pstro od selfiesticków. Po placu, tam i z powrotem wędrują wycieczki i, mimo wzniosłości pięknej chwili, chce mi się stąd uciec.

Historia samego placu jest bardzo ciekawa. Kiedyś to tu cumowały łodzie, potem miasto stwierdziło w tym miejscu zrobić plac, widząc w nim większy potencjał. W pierwszej połowie XX wieku jeździły tu i trolejbusy i tramwaje, aż ruch na placu został całkowicie wstrzymany na rzecz komfortu turystów.
Promenada

Nawet na zatłoczonej promenadzie można odciąć się od wszystkich i wszystkiego i zostać sam na sam z morzem. Po jakimś czasie w uszach zostaje tylko szum fal.
Czas zwalnia, a na kamieniach z luksusowym widokiem można przesiedzieć długo.
Syrenka pełni całodobową wartę. Czas jest nie tylko wyciszający, również bezlitosny – rysy twarzy Syrenki powoli się wygładzają.

Im dalej od restauracji, tym więcej kolorowych domów, w których, obok ukrytych kawiarni, toczy się po prostu życie. Zazdroszczę im ławeczek przy morzu. Prawdopodobnie, to byłaby moja ulubiona czynność dnia, gdybym mieszkała w takim miejscu. Przyjść z książką na taką ławeczkę nad morzem i spędzić tu popołudnie – marzenie.

Na samym końcu promenady – kawałek sztuki niezależnej. Nowe obrazy nakładają się na kolejne, ścierając jednocześnie ślady po nieznanych autorach.

Część obrazów cieszy się niesłabnącym szacunkiem – wywołują u mnie niezmiennie uśmiech i nadzieję, że i następnym razem je tu zobaczę :).
Idąc uliczkami Piranu

Zagłębiając się w ulice, gubimy po drodze tłumy z placu Tartini. Schodząc ze szlaków, prowadzących do głównych atrakcji miasta, można je stracić z oczu całkowicie. Zostają tylko nieufni strażnicy ulic, którzy zwinnie przebiegają nam drogę i czmychają przez ogrodzenie przy pierwszej okazji.

Tu chodzimy najwolniej, wolniej niż w muzeum od obrazu do obrazu. Lubię “zaglądać” ludziom w okna, patrząc na bibeloty i kwiaty, które zostawiają za firanką, w podwórka z ich kakofonią kwiatowych zapachów i kolorów. Kolekcjonuję w pamięci rączki drzwi i pocztówki z ulic, zastanawiając się która zostanie moją ulubioną.

Najładniejsze widoki Piranu będą…
… z Katedry św. Jerzego (Stolna cerkev sv. Jurija)
W upale, zakradają się do głowy wątpliwości, czy oby na pewno warto porzucać bryzę morską na rzecz wspinaczki uliczkami.
Warto.

Katedra z XIV wieku (budowana praktycznie dwa stulecia) prezentuje się okazale, choć na co dzień jej drzwi są zablokowane kratami. Cenne zabytki – figury patrona oraz malowidła ścienne – można próbować obejrzeć w ciągu paru minut, póki tłum za plecami nie zaczyna się niecierpliwić.

Malowideł szkoda – szkołę wenecką lubię i chętnie sobie oglądam przy okazji. Warto natomiast wspinać się dla widoków – na Piran i okolice, a nawet chorwacką część Istrii oraz, przy dobrej pogodzie, nawet na Alpy Julijskie i Dolomity.
Oddech można złapać, patrząc na plac Tartini i przystań, a spacerując dookoła Katedry – morze <3.
Na odważnych, zaopatrzonych w wodę, czeka wspinaczka na dzwonnicę. Wejście kosztuje tylko 2 EUR.
…z murów obronnych Piranu

Mury obronne pojawiały się stopniowo, wraz z rozbudową miasta. Osiem wejść – w gotyckim, barokowym i renesansowym stylu – chroniły miasto od VII stulecia. Ostatnia brama – Św. Jerzego została wybudowana w XVII wieku.

Wejście na mury jest płatne ale widoki zapierają dech.

Głodni po spacerach?
Piran rybą i owocami morza stoi
Będąc nad morzem, jadam raczej tylko ryby i owoce morza. Nauczyłam się też czytać gwiazdki w menu – już wiem, że nawet w nadmorskiej miejscowości, z super fajnym targiem rybnym, w restauracji mogą zaserwować rybę mrożoną. Tu duży plus dla Słowenii – praktycznie we wszystkich restauracjach, czy nawet barach, w których byliśmy, to oznaczenie w menu funkcjonuje.
Przy promenadzie jest bardzo dużo knajpek, zatłoczonych w porze obiadowej nawet poza sezonem.
Moje morale – osoby, poszukującej na wyjazdach knajpek w bocznych uliczkach, próbujących wyłącznie dań regionalnych (pizza jest wyjątkiem!) – były mocno nadszarpnięte widokiem, który mogłabym mieć przed swoimi oczami co najmniej dwie godziny, nawet kosztem wyższego rachunku i turystycznego tłumu przy stolikach.

Za trzecim razem zostaniemy w Piranie na dłużej – na zachód słońca i śniadanie, co najmniej.
Fritolin pri cantini
Ciężko sobie nawet wyobrazić, ile kilogramów ryby i owoców tu się smaży codziennie. Numerki na rybach są w ciągłym ruchu, Pani mechanicznie wydaje talerze, zapisuje nowe zamówienia, daje kolejny wolny numerek i dźwięcznym głosem wykrzykuje numer gotowego zamówienia.

Lokal jest duży – restauracja jest połączona ze smażalnią. Przy nich – spory ogródek oraz kilka stolików przy okienkach. Jeśli nie jesteście większą grupą, polecam polowanie na stoliki pod ogródkiem (ogródek jest na podwyższeniu). Rośnie przy nich rozmaryn – i nie taki w doniczkach, tylko jako wielki krzak. Zapach jest tak obłędny, że zapomniałam i o zmęczeniu, i o winie, które grzało się w słońcu jak na kuchence.

Większość osób bierze tu zestaw dla 2 osób – i was gorąco do tego namawiam. No chyba że jesteście amatorami wyłącznie kalmarów albo wyłącznie ryby. Ja po raz pierwszy żałowałam, że zamówiłam mule, zmieniając zdanie w ostatniej chwili. Mule w wydaniu knajpy, to mule zalane sosem pomidorowym i roztopionym serem. Pomidory z serem – super, ale zupełnie nie czułam smaku małż :/

Grillowane kalamarnice – wielka miłość! Podawane są z ziemniakami ze szpinakiem.

Pocieszyłam się trochę sardynkami, które zawsze zamawiam minimum raz podczas wakacji. Tutaj są podawane z oliwą z czosnkiem oraz pieczywem.

Prvomajski trg 10, Piran
Więcej miejsc (na chwilę obecną – bo będę uzupełniać!!!), gdzie dobrze zjeść w Piranie, znajdziecie u Magdy z Krytyki Kulinarnej. Najbardziej mnie kusi Neptun, obok którego – nota bene – przechodziliśmy, tylko był zamknięty. Ale co się odwlecze, to wiadomo – zostanie zjedzone w podwójnych porcjach w ramach nadrobienia strat.
Jeszcze jeden kieliszek malvasii?
Nic tak dobrze nie smakuje w gorący dzień, jak kieliszek schłodzonego białego wina. No dobra, Aperol jeszcze dobrze smakuje, wręcz wyśmienicie, powiedziałabym. Ale słoweńskie wakacje kojarzą mi się jednoznacznie z malvasią. Szczepów białych odmian winogron jest więcej, ale to własnie malvasia zyskała taką popularność wśród turystów. Pojawia się najczęściej w menu jako wino domowe oraz jest jednym z obowiązkowych szczepów w wielu winnicach. W wersji wina domu kosztuje grosze – 1 – 1,30 Euro za kieliszek.
W Piranie, jednym z najbardziej turystycznych miast Słowenii, tak urokliwym, z mnóstwem barów, kawiarni nie da się nie znaleźć miejsca, które do was się nie uśmiechnie i zaproponuje kieliszek cudownego wina słoweńskiego.
Čakola Caffe
W Piranie trafiliśmy na wspaniałą kawiarnio-winiarnię, ukrytą w bocznej uliczce – Čakola Caffe.
Znajduje się bardzo blisko i głównego placu, i promenady, oferując ciszę, spokój i przytulną atmosferę. W tłumaczeniu ze słoweńskiego, nazwa oznacza “rozmowę” (choć ja chciałam tu usiąść bo ” Čakola” skojarzyła mi się z txakoli :D). Faktycznie, te stoliki w samym słońcu sprzyjają, by tu usiąść na dłużej, nie tylko na kawę, przekąski i kieliszek wina.

Co ważne, lista win słoweńskich jest tu całkiem pokaźna. Poza dwoma pozycjami wina domowego, jest spory wybór win uznanych winiarzy słoweńskich. To tu właśnie spróbowałam pomarańczowego wina (Sivi Pinot) od jednego z najlepszych winiarzy w Słowenii – Kabaj. Baaardzo długo o nim potem myślałam i myślę nadal. A w planach zapisałam sobie, żeby jego winnice odwiedzić. KIEDYŚ.

Super sympatyczna obsługa, bardzo pomocna, posiadająca fachową wiedzę, chętnie doradzi i poprowadzi przez niuanse lokalnych produktów.
Čakola Caffe
Partizanska 2
6330 Piran
Obowiązkowy przystanek na kawę, nawet jeśli jej nie potrzebujemy
Potrzebujemy. Zawsze potrzebujemy, tylko jeszcze o tym nie wiemy. A kiedy widzę urocze miejsce, to przestaje nawet zadawać sobie pytanie, czy potrzebuję kolejnej filiżanki kawy.

Kolorowe siedzenia, winyle, muzyka z lat 80-ch. Co zdecydowało, że wybraliśmy tę knajpę pośród wszystkich innych? TO.

Skoro wszystkie koty w okolicy przychodzą tu na śniadania, to my też! Super sympatyczny właściciel oraz wygodne kanapy dopełniają pierwszego wrażenia.
80s Caffe bar Ana Plantak
Tomšičeva ulica 11, 6630 Piran, Słowenia
Pomysły na wycieczki z Piranu
Fonda – ekologiczna hodowla okoni morskich

Przy okazji wizyty w Piranie, proponuję odwiedzić również Fondę – ekologiczną hodowlę okoni morskich. Sama wycieczka trwa około 1,5 godziny – mnóstwo ciekawych informacji nie tylko na temat tych pysznych ryb, również na temat historii wybrzeża, ekosystemu, rejs łódką, żeby zobaczyć pracę farmy z bliska oraz, oczywiście, degustacja!
Degustacja dań z kuchni Istrii w Rizibizi

Na wybrzeżu działa mnóstwo knajpek, w których można zjeść ryby, owoce morza, mięso, burgery. Może jednak warto podarować sobie odrobinę przyjemności i wybrać się do restauracji, która serwuje dania z kuchni Istrii, w ciekawym, nowatorskim wydaniu? Z produktów od lokalnych producentów oraz przepięknym widokiem na zatokę i miasto? Rizibizi w Portorožu ugości was i zadba o każdy szczegół lunchu lub romantycznego wieczoru!
Koper

Podczas naszej pierwszej wizyty w Słowenii, zrobiliśmy w Koprze bazę wypadową. Odtąd wracamy tu regularnie. Kochamy to miasto tak bardzo, że nie wyobrażamy sobie nie przyjechać tutaj chociaż na spacer, obiad czy kawę. To miasto idealne – na jednodniowe zwiedzanie, pyszny obiad w jednej z restauracji i spacer do Izoli.
W Piranie byliśmy:
- maj 2017
- kwiecień 2019
WSZYSTKIE NASZE WPISY ZE SŁOWENII
Gabi
4 czerwca 2019 at 9:29 am
Juz za dwa tygodnie tam bede, wyglada bardzo zachecajaco :) Mam nadzieje, ze maja tez sporo dobrych miejsc bez owocow morza, ryb i kawy ;)
Tati
4 czerwca 2019 at 11:28 am
Na pewno :) nawet w rybnych knajpach są dania mięsne (nie we wszystkich). Menu często jest po angielsku, więc nie będzie problemu sprawdzić co proponują, zanim zdecyduje się Pani wejść i zająć stolik. A że restauracji jest dużo to i możliwości również :)