
Mój poranek zaczyna się od kota…i od kawy
Spis treści
Dzwoni budzik. Na ślepo ślizgam palcem po ekranie telefonu, żeby wyłączyć jak najszybciej narastający dźwięk, zanim obudzi Michała. Mój wierny strażnik wszystkich porannych rytuałów, Lilka, już wyciąga łapki i ziewa szeroko, patrząc na mnie z wyrzutem. “NAPRAWDĘ JUŻ WSTAJESZ?”
Też pospałabym jeszcze ze dwie godziny, ale obowiązki nie chcą poczekać. Lilka wskakuje na oparcie kanapy i podstawia główkę pod pierwszy poranny buziak. Otwierając puszkę z kawą, zaciągam się aromatem ziaren. Czekolada, orzechy, karmel – zapach przytula i ogrzewa. Mimowolnie się uśmiecham, wsypując ziarna do młynka. Drugi buziak, nosek w nosek, przez kuchenny blat – Lilka mruczy i zaciska łapki z rozkoszy.
Po tylu latach od zakupu pierwszej mokki, wciąż nie umiem sobie odmówić przyjemności, by powąchać ziarna jeszcze raz, tuż po zmieleniu, kiedy aromat nabiera takich maślanych odcieni. Mokka nastawiona, a my – w oczekiwaniu na pierwszą tego dnia kawę – idziemy głaskać się na okno.
Kocham nasze poranki – jeszcze nigdy nie przedłużyłam drzemki kosztem porannego espesso. Nawet wtedy, gdy mieliśmy samolot o 6 rano i budzik dzwonił o 3 w nocy, serio serio.
Któregoś razu w weekend, Michał, nastawiając dla wszystkich kawę i rozdając sprawiedliwie buziaki, spytał, dlaczego jeszcze nie byliśmy we Lwowie, skoro tak bardzo kocham kawę i żyć bez niej nie mogę. Faktycznie, Lwów od prawie dwóch stuleci trzyma tytuł kawowej stolicy Galicji (o ile nie całej Ukrainy) i szczyci się nie tylko kawowymi tradycjami, również ciekawymi sposobami parzenia i podawania kawy.
Nie powiem, żebyśmy kupili biletu od razu. Lwów, będąc jednym z najbardziej obleganych turystycznie miast, które znam, skutecznie mnie zniechęcał tłumami. Okazało się, poniekąd słusznie. Mimo wszystko, teraz i ja potwierdzam, że Lwów na kawę jest zacnym pomysłem. Spróbowałam po raz pierwszy w życiu kawy na piasku, do kilku miejsc z chęcią zajrzę po więcej, wróciłam zaintrygowana na tyle, by wrócić do Lwowa i poszukać kolejnych kawiarni, które zostaną w pamięci na dłużej.
Lwów – kawowa stolica Galicji
Kawę do Lwowa przywiózł Jerzy Franciszek Kulczycki, przedsiębiorca, tłumacz języka tureckiego, dyplomata. W polskich źródłach figuruje jako Polak, urodzony w Kulczycach koło Sambora, w ukraińskich źródłach – nazywany rodakiem, który jeszcze w młodości dołączył do kozaków. W wielu ukraińskich i polskich źródłach – jest założycielem pierwszej kawiarni, serwującą kawę w Wiedniu (choć sam Wiedeń twierdzi inaczej – że Tą pierwszą kawiarnię założył jednak ormiański szpieg Johannes Diodato).
Kilka rzeczy jest pewnych. W tureckiej niewoli Kulczycki pokochał czarny smolisty napój, kiedy Europa jeszcze nie wiedziała lub opierała się jego rozprzestrzenieniu. Odegrał znaczącą rolę w bitwie pod Wiedniem w 1683 roku, dostarczając ważnych informacji, co ostatecznie przechyliło szalę zwycięstwa na stronę Jana III Sobieskiego. W ramach nagrody Kulczycki poprosił o możliwość zabrania z obozu tureckiego 300 worków kawy (ilość worków również różni się w zależności od źródła :D).
Otrzymał pozwolenie na otworzenie kawiarni (Hof zur Blauen Flasche – Pod Granatową Butelką). Mocny napój nie przypadł do gustu Austriakom, jego przyszłość została uratowana (podobno) przez pomyłkę kelnera, który wsypał do filiżanki zbyt dużo cukru, łagodząc smak. Eksperymentując dalej z kawą, Kulczycki dodał do kawy mleko i miód. To właśnie początki powstania kawy po wiedeńsku (choć teraz jest podawana z czekoladą i bitą śmietaną).
Choć Kulczycki zawiózł kawę również do Lwowa, pierwsza kawiarnia pojawiła się tutaj dopiero na początku XIX wieku i nazywała się “Wiedeńska”. Kawa szybko zdobyła serca mieszkańców i ulice miasta, rozsławiając Lwów jako kawową stolicę Galicji.
Lwów na kawę – nasza lista ulubionych kawiarni
Цукор (Cukor)
Tak naprawdę szukaliśmy miejsca na śniadanie. Trudno było nazwać ten szary listopadowy poranek mianem “pięknego” lub “odkrywczego”. Stare budynki przytłaczały brudnym beżem i depresyjną szarością. Wilgoć, wraz z nieprzyjemnym wiatrem, właziła za kołnierz. Po cichu żałowałam, że uwierzyłam w prognozy i nie wzięłam cieplejszych ubrań.
Michał znalazł to miejsce na mapie, odruchowo przyspieszyłam, marząc o ciepłym wnętrzu i tym, jak moje wnętrze się rozgrzeje, po ciepłym posiłku. Na szczęście, Ukraina należy do krajów, w których jada się śniadania na ciepło (kto nigdy nie jadał kotleta po-kijowsku i smażonych ziemniaczków na śniadanie, ten nie może mówić, że doświadczył kuchni ukraińskiej!).
Mikroskopijny lokal przywitał nas zatłoczonymi stolikami i parapetami, gwarem i drażniącym nozdrza zapachem kawy i jeszcze czegoś, co obiecywało poprawę nastroju. Zanim humor zdążył opaść do poziomu -100, energiczna dziewczyna podskoczyła do nas z propozycją, żebyśmy zajęli stolik w lokalu obok, specjalizującym się w warenikach. Należy do tego samego właściciela, więc nie będzie problemu zamówić śniadania z karty Cukrowej.
Czekając na menu, byliśmy gotowi się poddać sloganom, wzywającym do nas z plakatów.
Jednogłośnie uznaliśmy, że śniadania w Cukrze są naprawdę dobre, jedne z najlepszych zamówionych i to nie tylko we Lwowie, serwowane z naprawdę porządną kawą. Zamówiłam dwie, bo nie mogłam sobie odmówić przyjemności.
Цукор, пр. Крива Липа, 3 (Kryva Lypa Passage, 3), Lwów
Вірменка (Ormianka)
Za pierwszym podejściem zostaliśmy wypchnięci przez tłum, czekający na stolik. Malutki lokal nie był w stanie pomieścić wszystkich chętnych, uginając się pod ciężarem własnej popularności. Za drugim razem, złagodzeni nieco lwowskimi nalewkami, stwierdziliśmy do tłumu dołączyć i poczekać.
O dziwo, kolejka bardzo sprawnie poruszała się, przesuwając się energicznie w kierunku lady. Stolik też się niebawem znalazł, mimo że przecisnąć się do niego, nawet przy mniejszych gabarytach, było nie lada wyzwanie.
Za naszymi plecami jeden z bywalców opisywał dla swoich znajomych menu. “Spartak jest najlepszym tutaj ciastkiem!” Michał szturchnął mnie łokciem. Tak naprawdę byłam zdecydowana na inne…
Jeszcze raz przykleiłam się do witryny. Faktycznie, ze wszystkich ciast i ciasteczek tylko Spartaka został jeden kawałek… “Spartak, dwie kawy na piasku i deskę nalewek”, usłyszałam swój głos, dźwięcznie przekrzykujący tłum w kawiarni.
Jak zaczarowana, śledziłam ruchy Pana, odpowiedzialnego tego wieczoru za parzenie kawy. Wyglądał na rozluźnionego, skupionego na rozmowach z paniami, podającymi ciasta i nalewki, ale nie dawał kawie w małych tygielkach się zagotować i rygorystycznie kontrolował poziom rosnącej pianki.
Mam podobny tygielek w domu. Najważniejsze w całym procesie – nie dać kawie się zagotować. Wówczas natychmiastowo traci aromat i smak, stając się zagotowaną czarną cieczą o mdłym smaku. Ani kardamon, ani cukier już jej wtedy nie uratują.
Serwują tu, bez wątpienia, najlepszą kawę na piasku we Lwowie. Próbowałam jej w innych miejscach – hmm, ok, nie warto, mogła być lepsza. O kawie z Ormianki myślę od kilku miesięcy. Mam do czego porównywać – kawa po turecku, po ormiańsku, po gruzińsku, po bośniacku, po grecku…Вірменка jest w moim ścisłym TOP.
W międzyczasie Pani przyniosła kolejną blachę ze Spartakiem, trochę uspokajając moje sumienie :).
Oprócz jedzenia, w Ormiance znajdziecie ogromny wybór firmowych nalewek.

Kiedyś zbierała się tu lwowska bohema oraz artyści, pacyfiści, będący w ZSRR na cenzurowanym muzycy rockowi, teraz o tym przypominają stare zdjęcia i pamiątki na ścianach. Czytano tu zabronioną literaturę – chociażby Solżenicyna i Bułhakowa.
Zdobyła miano kultowej – i chyba tak pozostało, choć klientela mocno się zmieniła, odwiedzając Wirmenkę teraz bardziej dla kawy i klimatu, aniżeli dla spotkań wolnomyślicieli.
Вірменка (Ormianka), вул. Вірменська, 19 (Virmenska, 19)
Cabinet
Napisałabym, że zakochałam się w tym miejscu z pierwszego wejrzenia, gdyby nie przedwczesny wieczór panieński, który rozlewał się na pół lokalu, zagłuszając swoimi selfie i koniecznością ostentacyjnego celebrowania całe piękno przytulnej kawiarni. Po paru chwilach zlokalizowałam przy ich stole jedną pannę, która, mimo dobranych do reszty uczestniczek stylistycznie ubrań, ewidentnie czuła się nie na miejscu. Uśmiechała się raz na jakiś czas uprzejmie i robiła co mogła, by nadążać za emocjami imprezy.
Przeciskaliśmy się za kelnerem do stolika. Na krętych schodach, prowadzących na piętro kawiarni, odbywała się sesja zdjęciowa jednej z uczestniczek panieńskiego. A może to były urodziny?????
Schody chyba miały udawać księgarnię Lello.
Na prośbę kelnera, by nas przepuścić Pani Fotograf z wykrzywiającą twarz dezaprobatą stwierdziła, że są zajęte i goście muszą zaczekać. Kelner, nie przestając się uśmiechać, powiedział Bardzo Zajętej Pani Fotograf chyba coś brzydkiego bo nadąsała się i zabijając wzrokiem i Kelnera, i nas – przeniosła się z sesją na parapet, zastawiony kwiatami.
Na stole wylądował czajnik z herbatą, przyozdobiony grzałką-kogutem, wino (mają w karcie również ukraińskie) i ciastka, które wybrałam po długich, męczących negocjacjach ze sobą, ledwo odklejając od witryny z deserami.
Gdyby nie bagaże i odliczanie czasu do powrotu na lotnisko zegar, chętnie zaszyłabym się na górze z książką, popijając herbatę i zerkając czasem na dół na gości, zmieniających się przy stolikach.
Cabinet, вул. Винниченка, 12 (Volodymyra Vynnychenka St, 12), Lwów
Львівська копальня кави (Lwowska Kopalnia Kawy)
Kopalnia Kawy zostawiła u mnie mieszane uczucia. Kawiarnia znajduje się w Pałacu Lubomirskich, nawet sam budynek na głównym placu miasta robi wrażenie.

Pieniądz jest wyciskany ze wszystkiego. Dla odwiedzających urządzona została kopalnia – autentyczna kopalnia z kawą, gdzie można zwiedzić i “dowiedzieć się”, jak wydobywana jest lwowska kawa. Kilka sklepów, pamiątki, palarnia kawy – wszystko pięknie opakowane i drogie. Na terenie działa też klub muzyczny. Trafiliśmy na koncert jazzowy z utalentowaną wokalistką.
Dobra kawa, pięknie podana, mnogość rodzajów i sposobów serwowania. Pyszne ciastka i desery, uprzejma i miła obsługa, reagująca na każdy nasz ruch. Nie wytrzymałam i kupiłam sobie kawę w palarni. Pan zadał kilka naprowadzających pytań, żeby dobrać dla mnie najlepszą, wsypał ją do woreczka i zaszył grubą nicą na maszynie do szycia. Była dobra, ale nie warta zapłaconych pieniędzy. W zaprzyjaźnionej, warszawskiej palarni płacę mniej za taką samą jakość (a może i lepszą – bo aż tak na ziarnach się nie znam).
Wrócę tu, by zweryfikować pierwsze wrażenia, przejść się po muzeum i kopalni, dać się ponieść emocjom. Może zmienię zdanie :).
Do właścicieli Kopalni należy wiele restauracji i kawiarni, urządzonych z pomysłem dla turystów, w tym Pijana Wiśnia :). Nie brak im pomysłów na rozrywkę dla odwiedzających Lwów. Chociaż, czułam się trochę jak w wesołym miasteczku, czytając listę atrakcji, proponowanych przez te lokale. Wiem, że wiele miejsc, mimo nieustających pokazów, nadal utrzymuje jedzenie, kawę, napoje i obsługę na wysokim poziomie. Oby tak zostało.
Львівська копальня кави (Lwowska Kopalnia Kawy), пл. Ринок, 10 (plac Rynok 10), Lwów
Світ кави (Świat kawy)
Pod szyldem Świata kawy działają cztery kawiarnie w centrum Lwowa. Nie warto zrażać się brakiem stolików przed lokalem lub zaglądając do środka. Może się okazać, że kawiarnia składa się z 3 pięter – na którymś stolik na pewno się znajdzie!
Mimo wyglądu “sieciówki”, serwują dobrą kawę, szybko ją podają, a w środku jest naprawdę przytulnie.

Oprócz kawy można zamówić śniadania, kanapki, coś lekkiego do lunchu oraz desery.

Na deser zabrakło mi sił, ale wyglądały imponująco!
Bariści Świata Kawy biorą udział w różnych konkursach, zdobywają wyróżnienia, a sam Świat Kawy stał się jednocześnie marką, wypalając i sprzedając kawę nie tylko w filiżankach, również w opakowaniach do domu – do zakupu w kawiarniach i przez internet.
Світ кави (Świat kawy), пл. Катедральна, 6 (plac Katedralny 6), пл. Рынок, 30 (plac Rynek 30), вул. Ігорівська 12А (Ihorivska, 12А), вул. Кульпарківська 59 (Kulparkivska 59), Lwów
Coffee Lab

Coffee Lab serwuje kawę na wynos w pobliżu Lwowskiej opery. Plastik, oczywiście, jest be, ale zapomniałam wziąć swój kubek wielorazowy w podróż. Dobre miejsce na szot z espresso, na krótką przerwę i szybką regenerację sił, spacerując ulicami Lwowa.
Coffee Lab, Руська 12 (Ruska 12), Lwów
***
Poza centrum miasta, krajobraz kawowy Lwowa zmienia się diametralnie. Znikają pięknie urządzone kawiarnie z tradycjami, ich miejsce zajmują piekarnie i bary, często bez porcelany i białych obrusów lub klimatycznych drewnianych stolików. Wraz z odległością od centrum, spadają też ceny za kawę. W piekarni Zdoblew kupowaliśmy kawę za 12 hrywien.

We Lwowie byliśmy:
- listopad 2019
FUKO
25 lutego 2020 at 10:56 am
Spora dawka pomocnych informacji i fotorelacja, która zachęca do odwiedzenia tego miejsca. Pozdrawiamy!