
Po podróży po Meklemburgii-Pomorzu Przednim, zgodnie z tradycją przedstawiamy alkohole niemieckie, które warto w tym regionie wypróbować.
Nie będziemy się tu silić na wybitnych smakoszy – nasze zakupy, także alkoholowe, zazwyczaj robimy w sieciówkach typu Lidl, czy Biedronka – nie tylko ze względów finansowych – ich oferta, szczególnie w zakresie win, jest naprawdę znakomita i kupowanie win powyżej 30-40zł, podczas gdy te dyskontowe są naprawdę smaczne, byłoby przy naszych smakach zwykłym snobizmem. W Niemczech Lidlów jest zatrzęsienie, praktycznie przy każdym mieście. Do tego dochodzą sieci Netto, Rewe oraz znany w Polsce Real, gdzie dział alkoholowy jest naprawdę bardzo dobrze zaopatrzony.
Królestwo nalewek
Z trunków lokalnych, specyficznych dla tego regionu, udało nam się namierzyć kilka ciekawostek. Przede wszystkim – Sanddorn-likör, czyli lokalny specjał – nalewka z rokitnika. Charakterystyczna, jasnopomarańczowa barwa i kwaskowo-słodkawy smak. Co ważne, rokitnik zawiera 7 razy więcej witaminy C niż cytryna oraz witaminę B12. Będąc w regionie trzeba koniecznie spróbować – samo zdrowie :).
Drugi trunek, który absolutnie mnie zaskoczył, Kranichwasser – nalewka kminkowa – zamówiona w knajpie, właściwie w ciemno, jako że podpisana była jako lokalna specjalność. Możliwe, że większość skrzywi się na myśl o takim smaku, ale wierzcie mi, zmrożona smakuje bardzo fajnie, choć na pewno nie jest to trunek do większego spożycia, ale jako kieliszeczek, “dla zdrowotności” – znakomitość!
Trafiliśmy także do lokalnej destylarni, oferującej przeróżne, produkowane na miejscu nalewki – oprócz specjalności lokalnej – bazującej na jagodach rokitnika, także wiśniowe, czekoladowe i wiele innych. Tu niestety poprzestaliśmy na degustacji “naparstkowych” ilości – choć całkiem smaczne, to cena na poziomie 10 euro za 100ml tego specyfiku skutecznie nas zniechęciła.
Warto zaznaczyć, iż tam nie znajdziemy zbyt wielu produktów importowanych z Polski, natomiast polska Żubrówka okazała się być na tyle popularna, że doczekała się nawet swoich zarganicznych naśladowców – na półkach niemieckich sklepów spotkamy zarówno oryginalny trunek, jak i inspirowny nim – Grasovkę, bazującą ponoć na oryginalnej trawie – żubrówce z Polski. Jest to jedna z bardzo nielicznych polskich marek, które takiego naśladownictwa się doczekały.
Ogólnie, w Meklemburgii znajdziemy dziesiątki róznych nalewek, z czego większość to specyfiki ziołowe, do których najbardziej zbliżony ze znanych w Polsce jest popularny Jägermeister, którego też oczywiście znajdziemy na półkach, jednak ilość alternatyw naprawdę trudno zliczyć.
Z przykładów, oprócz już wymienionych, których udało się spróbować, tudzież przywieźć do kraju:
Insel Sanddorn – czyli jedna z wielu opcji nalewek i likierów na bazie rokitnika – dominuje słodycz i smak rzeczonej jagody, alkohol daleko w tle (nic dziwnego – likierek ma 21% i ładnie wchodzi bez popijania).
Mecklenburger Holunderlikor – już bardziej znany w Polsce – likier na bazie czarnego bzu, sympatyczny, ale znów, jak na mój gust, zbyt słodki (15%).
Mecklenburger Schlehenlikor – z tej samej rodziny, co powyższy (także 15%), tym razem śliwkowy – znów dominuje słodycz i podobnie jak poprzednik, dorze sprawdzi się jako składnik drinków, zróznoważony czymś kwaśniejszym.
Saure Kirche – w przeciwieństwie do wzmiankowanego dalej Kirchwein, bardzo fajny likierek (16%), który faktycznie smakuje wiśnią, choć tradycyjnie nazbyt słodki, szczególnie w kontekście nazwy – kwaśna wiśnia naprawdę nie powinna być słodka.
Piwa
W większości są dość nijakie, po rozbestwieniu przez polskie browary rzemieślnicze typowa masówka marketowa chyba w żadnym kraju nie zachwyci. Są jednak całkiem przyjemne wyjątki, w Realu (w Bergen auf Rugen) trafiliśmy na osobny dział z typowo craftowymi piwami.
Warto też spróbować produktów lokalnego browaru Stortebecker – nazwanego na cześć sławnego pirata, wpierw korsarza w służbie szwedzkiego króla Albrechta, następnie napadającego także na statki Hanzy. Piwo przy tym całkiem przyzwoite, do tego w kilku odmianach ;)
Oczywiście, skoro próbujemy alkohole niemieckie, to nie mogliśmy sobie odmówić białego pszenicznego – oprócz Paulanera (choć dostępnego w Polsce, to jednak zauważalnie innego i smaczniejszego za Odrą), znajdziemy co najmniej kilka innych opcji na Weizen i warto z nich skorzystać.
Znalazło się też piwo sygnowane Minionkami ;D, być może po większej ilości włącza się konsumentowi poszukiwanie złego przywódcy do podążania (nie sprawdzaliśmy).
Wina
Przede wszystkim i praktycznie – są sporo tańsze niż w Polsce. Nawet sprzedawane w kartonach, wina stołowe, cenowo nie odbiegające od polskich wynalazków typu “Uśmiech traktorzysty”, są bardzo sympatyczne i pijalne.
Kirchwein – chyba największa porażka wyjazdu, wiśniowe z nazwy, wyłącznie z nazwy – z wiśniami być może przebywało w jednym magazynie, nic więcej. Bliżej temu do jabola, niż choćby słabego wina. 9% obojętności sprawia, że nawet przy niskiej cenie nie nadaje się ani do smakowania, ani do sponiewierania.
Bowle Erdbeer – truskawkowe coś, do wina niespecjalnie podobne, bardziej napój niskoalkoholowy o smaku truskawek, acz bardzo fajne, z dużą ilością lodu wręcz idealne na gorące wieczory.
Z wyższych półek, choć nie tych po kilkanaście euro, popróbowaliśmy, co nastepuje:
Biały Riesling – niemiecka klasyka – bardzo sympatyczne, typowo letnie wino, doskonale znane w Polsce. Co nas zaskoczyło, to Czarny Rieslng (tak naprawdę czerwony) – bardzo sympatyczne, półsłodkie wino, które nawet mi, miłośnikowi zdecydowanie wytrawnych trunków, zasmakowało.
Różne odmiany Sanddornwein, czyli znów rokitnik – fajne, lekkie wino, no i specjalność regionu.
Oprócz powyższych, oczywiście znajdziemy wina reńskie oraz mnogość win europejskich – globalizacja sprawia, że produkty lokalne stają się rzadką specjalnością – łatwiej jest zaplanować ogólnoeuropejską dystrybucję produktu choćby z Afryki, niż skorzystać z produktów lokalnych.

Regionalne alkohole wysokoprocentowe
Mecklenburger Weizenkorn ( i wiele podobnych pseudo-wódek) – niby zwykłe, białe wódki, choć zazwyczaj słabsze (ok 32%), czyli na miano wódki, zgodnie z prawem nie zasługujące. Miękkie w smaku, ale nie porywające.
We wspomnianej wcześniej destylarni próbowałem także lokalnej pseudo-whiskey – nie było to złe, ale do produkcji irlandzkich, czy szkockich startu nie miało.
Asbach Uralt – bardzo sympatyczna brandy (38%).
Podsumowując, jeśli traficie w te rejony, należy koniecznie spróbować następujące alkohole niemieckie:
– lokalne piwa (bo tak)
– Sanddorn-likör i Kranichwasser (bo jak nie tu, to gdzie?)
– Biały i czarny Riesling (bo dobre)
– Nalewki, wedle uznania i ulubionych smaków, bo na przerobienie wszystkich trzeba by poświęcić ze dwa tygodnie ;).
Zdrowie wasze!
…tako rzecze #drunkpassenger.
a poniżej galeria, w tym z marketowych półek, gdyby ktoś chciał się w cenach rozeznać.
Dekanter
22 lipca 2016 at 1:42 pm
Intrygujące, także lubie nietypowe smaki. Ciekawy artykuł
Magda
10 października 2015 at 9:41 pm
Bowle to nie jest piwo! Tylko wino owocowe, często musujące.
Tati
11 października 2015 at 9:58 pm
Dziękuję bardzo za uwagę i komentarz! Butelka stała w supermarkecie razem z piwami. I długo głowiliśmy się, czy to nie jest z gatunku krieków belgijskich. Poprawimy, by było poprawnie. Pozdrawiamy!
kami
22 września 2015 at 1:37 pm
i mi się to truskawkowe zamarzyło… macie jeszcze jakieś zapasy :D ?
Tati
23 września 2015 at 10:38 pm
Niestety kupiliśmy tylko 2 butelki – i szybko zostały spożyte w upale. Ale piło się to rewelacyjnie – taki przyjemny kompot truskawkowy z lekkim buzzem :)
Łukasz Szoszkiewicz
16 sierpnia 2015 at 8:31 pm
Ciekawi mnie jak ten rokitnik (jagody rokitnika albo nalewka) smakuje? Podobny do czegoś, co u nas można dostać? Intrygujące :D
Tati
16 sierpnia 2015 at 8:38 pm
Myślę, że najbliżej jej do jarzębiniówki. Nie wiem czy funkcjonuje gdziekolwiek likier z jarzębin. Ale nalewka/likier są kwaskowo-słodkie – dla mnie konkurencyjna alternatywa do wszystkich przesłodzonych nalewek na rynku.
Marcin Orliński
14 sierpnia 2015 at 1:57 pm
“Morza szum, ptaków śpiew
i dwa litry na nas trzech…” ;)
Poszli-Pojechali
14 sierpnia 2015 at 1:58 pm
Nasz ulubiony poeta Orliński
KasiaN
14 sierpnia 2015 at 2:13 pm
Za piwem szczególnie nie przepadam, co do win i lidla zgadzam się w pełni, natomiast o nalewkach niemieckich nie mam zielonego pojęcia!:) Już wiem czego w przyszłości szukać:)
Tati
16 sierpnia 2015 at 12:07 pm
Nalewki nie są złe, ale też entuzjazmu jak np. wina niemieckie nie wywołują. Moim zdaniem, Polska zrobiła ogromny krok do przodu, rozwijając przemysł nalewek sklepowych oraz coraz częściej stawiając na nalewki domowe (jak w knajpach, które robią je same, tak i w domu – własne wyroby wychodzą coraz lepiej).
obserwatore.eu
14 sierpnia 2015 at 11:54 am
Erdinger to klasyka sama w sobie. W ogóle niemieckie piwa pszeniczne są znakomite. Natomiast do tych wszelakich napitkow ziołowych niemieckich nie podchodzę – sam zapach odrzuca.
Tati
16 sierpnia 2015 at 12:09 pm
Ziołowe najlepiej do herbaty w zimie dla zdrowotności:) najlepiej mi się kojarzy Ryski balsam z sokiem z czarnej porzeczki.
Hitch-Hikers Handbook
14 sierpnia 2015 at 11:36 am
Z niemieckich alkoholi to gustujemy przeważnie w piwach i chyba to błąd, bo wygląda na to, ze nasi zachodni sąsiedzi maja dużo więcej do zaoferowania! Szczególnie te likiery i nalewki wyglądają apetycznie!
Tati
18 sierpnia 2015 at 10:32 am
Ja uważam, że zawsze warto próbować. Najwyżej się wyleje ;)
Natalia Malec
14 sierpnia 2015 at 9:15 am
My przywieźliśmy z Saksonii pysznego rieslinga i gewurztraminera :)
Poszli-Pojechali
14 sierpnia 2015 at 9:22 am
to drugie wino bardzo mnie zaciekawiło. poszukamy następnym razem. wytrawne jest?
Tomasz Stepien
13 sierpnia 2015 at 7:00 pm
Są h.ja warte !!!
Tadeusz Kryszak
13 sierpnia 2015 at 6:16 pm
Niczego co z rfn. Nawet w ciemno. Jest wiele innych firm. I tak bardzo mocno na NAS pasożytują. Czas się obudzić !!!
Jagoda Zawilinska
13 sierpnia 2015 at 8:00 am
Na morza szum, zwłaszcza w taki upał to weizen najlepszy… :)
Poszli-Pojechali
13 sierpnia 2015 at 8:07 am
prawda? nie wiem w czym tkwi tajemnica, ale Weizen smakuje mi tylko w Niemczech i Belgii
Jagoda Zawilinska
13 sierpnia 2015 at 8:14 am
To prawda, choć odkryłam też włoskie Gold Blond (to lokalne, artigianale) – do picia na miejscu w ich pizzeriach.
Poszli-Pojechali
13 sierpnia 2015 at 8:20 am
ooo, dzięki za info – następnym razem będziemy szukać we Włoszech by spróbować!
Jagoda Zawilinska
13 sierpnia 2015 at 8:29 am
południe
Ewa
13 sierpnia 2015 at 8:13 am
Piwo truskawkowe <3 choć znam takich, co powiedzą, że jak truskawkowe to już nie piwo. A niech gadają, ja bym się napiła :)
Tati
14 sierpnia 2015 at 10:51 am
Niemcy w ogóle są prekursorami takich dziwnych drinków i połączeń – Shandy, piwo z Colą, piwo z sokiem wiśniowym, z innymi sokami. Gdzieś czytałam, że właśnie stąd wywodzi się tradycja takich połączeń (co w sumie chyba jest prawdą – bo widziałam na różnych plażach Niemców proszących o mieszanie piwa ze Sprite’m 50/50, w supermarketach niemieckich od dawna był duży wybór lekkich piw smakowych). A piwo truskawkowe polecam! Co prawda, smakowało bardziej jak lemoniada truskawkowa z procentami, ale kto latem się czepia? Byleby chłodziło!
Marcin
22 stycznia 2017 at 8:31 pm
Piw smakowych jest w Niemczech tyle ile wodek smakowych w Polsce. Bardzo popularne jest tez piwo Schöfferhöfer ktore posiada wiele mieszanek. Rozpoczynajac na greypfruicie poprzez cytryne, kaktusa a konczac na gruszce, imbirze czy granacie. W sumie dobra alternatywa na lato aby ugasic pragnienie. Ma chyba tylko 4,2% co pozwala na wieksza konsumpcje.
Michał
24 stycznia 2017 at 10:02 pm
W całych Niemczech z pewnością, jednak w Meklemburgii akurat takiego bogactwa nie doświadczyliśmy. Przy tym owocowe piwka stosujemy raczej tylko przy konkretnych upałach, może z wyjątkiem belgijskich Kriek’ów. Oczywiście dalej będziemy bronić polskich craftów, bo chyba tylko z nim belgijskie bogactwo smaków może konkurować ;).
Ollie
12 sierpnia 2015 at 2:51 pm
No no, przyda się wpis bardzo, bo mam teraz do Niemiec bliziutko i zakupy tam często robię :)
Tati
13 sierpnia 2015 at 10:13 am
Troszkę zazdroszczę :)