
Planując wyjazd do Toskanii z góry zakładaliśmy, że będziemy chcieli przywieźć jak najwięcej doświadczeń smakowych. Tym razem nie tylko kulinarnych, również winnych. Dlatego czekaliśmy na wyjazd do Toskanii szczególnie niecierpliwie, licząc na wina włoskie z tego regionu, słynące na cały świat. Nie spodziewaliśmy się też kilku niespodzianek, o których tu opowiemy na końcu.
Toskania – wina włoskie w najlepszym wydaniu
Spis treści
Pierwsze wrażenie – bez wątpienia, jest to kraina wina. Trudno, by nie była. Kręte drogi między kolejnymi miasteczkami wiodą między ogromnymi połaciami winnic, gdzie z równych rzędów winorośli rodzi się znakomite Chianti, Montepulciano, Brunello i wiele innych.
Wina skosztujecie w niemal każdej knajpce, pizzerii, czy trattorii – mimo że karta win dla polskiego portfela zazwyczaj wydaje się nieco przerażająca. Natomiast (jeśli nie jesteście wymagającymi smakoszami, a po prostu lubicie wino), warto spojrzeć na rubrykę “wina domowe” (vino della casa), które niekiedy są umieszczane w menu ze zwykłymi napojami lub w ogóle ich w karcie nie ma. W cenie 3-5 EUR otrzymacie karafkę bardzo przyzwoitego wina – zazwyczaj 0,5 litra, w sam raz do obiadu. Do porównania – kieliszek butelkowanego wina kosztuje około 3,50-5 EUR.

Coś, czego w Polsce nie znajdziecie, natomiast w krajach południa jest dość popularne – maleńkie kartoniki z winem. Przysłowiowa “ćwiartka” lekkiego wina będzie Was kosztować poniżej 1 EUR i w sam raz się nada jako eliksir, na kilka kolejnych kilometrów po ciasnych uliczkach miast i miasteczek.
Wina Toskanii
Zastanawiając się, od czego zacząć degustację win włoskich w Toskanii, staniecie przed ogromnym wyborem. W każdym sklepiku, omijając rzecz jasna te turystyczne, znajdziecie dziesiątki butelek zacności, których ceny zaczynają się od 2-3 Euro za butelkę całkiem przyjemnego trunku. Jakich win szukać?

Toskańskie wina czerwone:
- Brunello di Montalcino – król czerwonych win z Toskanii!
- Chianti
- Chianti Classico (do tych win powrócimy w innych wpisach)
- Montepulciano
- Montalcino
- Bolgheri
- Carmignano
- Maremma
- Aleatico Passito
Toskańskie wina białe:
- Vernaccia di San Gimignano
- Pomino
- Vin Santo
- Vermentino
- Trebbiano Toscano
- Malvasia del Chianti
oraz bardziej tradycyjne – Chardonnay, Sauvignon, Pinot Bianco, Pinot Grigio, Traminer.
Toskania winami czerwonymi stoi – i proponowalibyśmy jednak tych win się tutaj trzymać. Uwielbiamy Chianti i Montepulciano. Tatiana miała kiedyś okazję spróbować Brunello di Montalcino i nadal tego smaku zapomnieć nie może.
W niektórych knajpkach traficie na wina stołowe, sygnowane nazwą przybytku i wcale nie muszą to być wykwintne restauracje, pragnące dodać sobie splendoru własną etykietą – bardzo sympatyczne, niedrogie winko piliśmy w fenomenalnej, dość budżetowej pescherii (knajpce / sklepie rybnym) w miasteczku Volterra. Swoją drogą, tamtejszą lasagne rybną będziemy jeszcze długo wspominać.
Degustacja win w Toskanii
Nie trudno się domyślić, że degustacje win w Toskanii są niezwykle rozpowszechnione. Sława toskańskich win sprawia, że co roku znaczny tłum miłośników wina przybywa w ten region, by skosztować tego, co z w minionych latach udało się z gron wytłoczyć i sfermentować. Wokół tego trendu powstała osobna gałąź turystyki – zwiedzanie winnic, degustacje, oglądanie miejsc, gdzie wino jest produkowane i piwnic, w których leżakuje. Zdecydowaliśmy się i my – wykupiliśmy degustację w okolicznej winnicy Mazzei i, prawdę powiedziawszy, nieco się zawiedliśmy.

Degustacje wina w Mazzei
Jak wygląda taka degustacja?
Najpierw dostajemy sporą dawkę informacji o procesie produkcji i sporą dawkę “morskich opowieści” o historii, przodkach, założycielach i ich powiązaniach z postaciami historycznymi. Następnie, oglądamy piwniczki, gdzie trunki leżakują – wygląda to przyjemnie, choć mi osobiście zabrakło możliwości spróbowania “świeżego urobku” prosto z beczki – to oczywiście nie nastąpiło, za to otrzymaliśmy kolejną dawkę opowieści historycznych. Dopiero po zaliczeniu wszystkich chyba pomieszczeń w winnicy, wróciliśmy do punktu wejścia, by ostatecznie popróbować win w symbolicznej, typowo degustacyjnej dawce.
Mimo niewątpliwego uroku, pozostajemy z poczuciem, że cały spektakl obliczony jest na sprzedaż produkowanych win, które, nawet, gdyby nas podkusiło, moglibyśmy skorzystać tylko na miejscu (kłania się bagaż podręczny Ryanaira). Zdecydowanie zabrakło rytuału zlewania z beczek świeżego urobku i możliwości popróbowania, co na Słowacji, na przykład, opanowali do perfekcji.
Owszem, zobaczyliśmy kadzie fermentacyjne i piwnice, gdzie wino leżakuje, popróbowaliśmy win, także takich, których normalnie nie zamówilibyśmy (ze względu na cenę – po kilkadziesiąt Euro za butelkę). Nie mogę powiedzieć, by były to zjawiskowe smaki i absolutnie nie przekonaliśmy się do “wyższej półki Mazzei” – smacznie, ale “pisku na wsi” nie było.
Z ciekawostek Mazzei
Winnica w swoich piwnicach posiada naturalny system nawilżania powietrza i kontroli temperatury. Po wykutych w skale piwnicach, służących do leżakowania wina, spływają strumienie wód gruntowych, które oprócz walorów wizualnych, zapewniają beczkom optymalne warunki “dochodzenia do formy”.

We wspomnianej winnicy wytwarzana jest także całkiem zacna grappa – udało się spróbować i był to chyba najlepszy, choć bardzo mocny (60%) akcent, na zakończenie wizyty.
Wydaje mi się, że kwotę, jaką zapłacimy za taką atrakcję (25 Euro za osobę w naszym przypadku) można równie dobrze przeznaczyć na kilka karafek wcale nie gorszego wina w napotkanych trattoriach i restauracjach, a i na butelkę grappy zostanie ;).
Piwa kraftowe Toskanii
Włochy = wino, ale nie tylko…
Jeśli zapytacie przypadkowego przechodnia na ulicy, co pije się we Włoszech, przypuszczalnie ogromna większość, bez większego namysłu powie, że wino. Bez wątpienia, będzie miał rację. Znamy przecież znakomite wina włoskie, zapełniające półki sklepów w Polsce, od specjalistycznych winotek, po dyskonty. Jednak… na winie ta zabawa się nie kończy. Zapraszamy zatem do świata alternatywnych toskańskich alkoholi – zdrówko!
Jakie piwa w Toskanii
Będąc w kraju z tak wielką ofertą wspaniałych win, naprawdę trudno się zmusić do zamawiania piwa. Zazwyczaj występuje w tej samej, co wino, cenie, a z polskimi browarami rzemieślniczymi, czy nawet piwami pokroju ambitniejszych koncerniaków nawet nie próbuje grać w jednej lidze. O tym miałem okazję się przekonać w innych krajach Europy Południowej. Jedno z popularniejszych, choćby na podstawie reklam w sklepach – Birra Moretti jest tak totalnie nijakie, że szkoda o nim pisać.

W knajpach niestety królują Heinekeny, Carlsbergi, Birra Moretti. Wydawać by się mogło, że poszukiwania lokalnych smaków należy w kwestii piwnej zamknąć, zakopać i wyrzucić kluczyk, tymczasem…
Menabrea e Figli
Na pierwszy całkiem znośny strzał piwny natknęliśmy się w Pizie – Menabrea e Figli. Szału nie było, ale przyjemnie i ze smakiem. Płynie z tego jeden, ważny wniosek – zawsze pytajcie o lokalne piwa! Nagle może okazać się, że w miejscu zupełnie niepiwnym znajdziecie całkiem zacne smaki, a nawet prawdziwe perełki.
La Petrognola
Na skutek załamania pogody, zamiast do Lukki, trafiliśmy do małej mieściny, zwanej Borgo a Mozzano. Znajduje się tam urokliwy Most, nazwany imieniem świętej Magdaleny (Ponte della Maddalena), ale także Mostem Diabła – tu dowiecie się, dlaczego.
Obok mostu znajduje się sklep z produktami regionalnymi i knajpka, w której, poza bardzo dobrym jedzeniem, możecie spróbować także lokalnego piwa. Trafiła u mnie do absolutnej czołówki zagranicznego piwowarstwa – la Petrognola.
Udało mi się trafić na tę perełkę tylko dlatego, że zamiast przyjąć do wiadomości kartę piw z menu, zacząłem dopytywać o lokalne produkty. Okazało się, że jednak coś się znajdzie. Trudno to piwo opisać, ale zapewniam, że chcecie go spróbować. Esencjonalne, owocowe, ale nie ciężkie. Z jednej strony chętnie schłodzone zabierzecie na plażę, z drugiej – z przyjemnością zamówicie do posiłku. Jeśli traficie w ten rejon, wypatrujcie butelek z pulchną elfką na etykiecie!
Piwa Vapori
Tych piw spróbowaliśmy podczas Banchi di Gusto w Pizie.
Spróbowaliśmy kilku – Magma była pyszna.
Pozostałe próby też sprawiły sporo przyjemności.
Grappa, winem pachnąca
Historycznie Toskania była jednym z biedniejszych regionów Włoch. Zatem nie dziwi fakt, że w założeniu nic nie powinno się zmarnować, również przy produkcji wina. Pozostałe resztki – wytłoczone skórki, pestki, są poddawane fermentacji. W ten oto sposób powstaje jedno ze wspanialszych spirytualiów, jakie dane mi było pić – GRAPPA! Występuje w wielu wariantach, w tym w morderczym, dochodzącym do 60% alkoholu. Jednak moim osobistym faworytem jest Grappa postarzana, o żółtawym kolorze, bogatym smaku i mocy w granicach 40% – Grappa Barrique.
Zwykła, biała Grappa momentami potrafi zalatywać bimbrem i nie do końca mi pasuje (butelka kupiona jeszcze w Bergamo nadal stoi, ledwo co naruszona), choć nie jest zła. Bardziej czuć tu po prostu sam słodkawy destylat i trzeba znacznie mocniej wytężyć zmysły, by poczuć winne nuty. Natomiast ta postarzana już po nalaniu do kieliszka otacza nas winnym, owocowym aromatem i pije się ją po prostu znacznie przyjemniej.
Sklepy vs. turystyczne atrakcje
Nie ma się co oszukiwać. Jeśli chcecie nabyć, czy to grappę, czy dobre wino, naprawdę nie musicie błądzić po lokalnych winnicach. Zamiast tego, udajcie się do zwykłego sklepu, gdzie półki uginają się pod ciężarem miejscowych wytworów. Od lat wszelkie pamiątki kupuję w lokalnych marketach – zamiast turystycznej chińszczyzny (magnesów, gadżetów i pocztówek). Lepiej chyba przywieźć sobie z Włoch makaron, wino, czy butelkę grappy, które, spożywane jakiś czas później, pozwolą powspominać smaki tego miejsca.

Erynia
22 września 2020 at 3:31 pm
Jeżeli tak lubicie degustacje winne, powinniście zajrzeć na Węgry. Syf i masówka (wino sprzedawane na litry w plastikowych butelkach) pomału odchodzi, a coraz częściej można natknąć się na perełki. Od kilkunastu lat tam jeździmy, mamy już swoich ulubionych winiarzy, których odwiedzamy co roku. Co gorsza, lista ulubionych winnic staje się coraz dłuższa… Poza sztandarowym Tokajem, jest przecież Eger z coraz lepszą ofertą win zarówno białych jak i czerwonych, region Balatonu czy Villány z silnie taninowymi winami.
Tati
22 września 2020 at 6:06 pm
Tak, wiemy :) nawet w naszym ulubionym sklepie zawsze kupujemy świetne wina węgierskie od takich mniej znanych ale bardzo ciekawych producentów. Mieliśmy wracać w sierpniu ze Słowenii przez Węgry ale zatrzasnęli granice i stwierdziliśmy zostawić wyjazd do lepszych czasów. Do Matry się wybieramy :) mam nadzieję, wyjdzie w następnym roku
harrold
14 maja 2019 at 10:01 am
a byłaś w morawach południowych i morawskich winnicach ?
Tati
14 maja 2019 at 4:31 pm
Niestety jeszcze nie, znam tylko ze zdjęć i z degustacji. Kilkoro naszych znajomych było – obłędne widoki pól, bardzo dobre wina. Może tej jesieni będzie okazjia pojechać. Na szczęście, wina czeskie zaczynają pojawiać się w Polsce – wiem że są do kupienia na stronie winazmoraw.pl oraz dostępne są w Krakowie.
Kinga Bielejec
28 września 2016 at 7:22 am
Uwielbiam wina, zdecydowanie bardziej niż piwa. Dlatego tak lubię Włochy czy Francję. Nie dość, że wina są smaczne to w dodatku ceny całkiem przyzwoite. Nic tylko pić do obiadu czy (i!) kolacji :)
Ewa
28 września 2016 at 7:09 am
Zwiedzałam już kilka piwnic win w swoim życiu i muszę przyznać, że doświadczenia bywają skrajne – od kilku słów i zaproszenia do sklepu poprzez długie wykłady. Od degustacji ile dusza zapragnie (np. porto w Porto lub wino w Cejkovicach w Czechach) po konieczność… zapłacenia nawet za degustację (La Geria na Lanzarote). Nie jestem ekspertem od win, ale ogólnie takie rzeczy mnie interesują i chętnie próbuję :)
kami
27 września 2016 at 9:28 am
przyznaję, że do niedawna byłam wielkim ignorantem winnym i dopiero się uczę tematu. I zdecydowanie mnie przekonujecie do win włoskich, tym bardziej że ceny takie przyjemne, a piwa takie tam niedobre… prędzej czy później pewnie w Toskanii znów się zjawię (bo przecież Włochy to zawsze dobry pomysł!), więc się zgłoszę do Was po poradę :)
wapniakiwdrodze
26 września 2016 at 12:16 pm
Fajny pomysł z tym winem w kartonikach, tylko słomki brakuje! We Włoszech nie ma problemu z piciem na ulicy, czyli tzw. miejscach publicznych?
Michał
27 września 2016 at 11:12 am
Wedle tego, co widzieliśmy, to absolutnie nie ma z tym problemu. Oczywiście nie licząc zabytków, wydzielonych stref, gdzie w ogóle zakazana jest jakakolwiek konsumpcja – wiem, że w Rzymie kilka takich stref powstało.
Travelsfool
21 września 2016 at 5:44 pm
na Sycylii też przepyszne! można się zapomnieć ;) do Toskanii chyba też trzeba się w końcu wybrać i pojeździć po tych pięknych winnicach :)
światoholiczka
21 września 2016 at 4:59 pm
Kocham wina :) w tym piłam dużo mołdawskiego wina. Też pycha!
Hanna Szczypiór
21 września 2016 at 3:26 pm
Pracowałam u Mazzei kilka lat temu i niestety od lat obowiązuje ten sam schemat prowadzenia wycieczki i samej degustacji, zgodnie z wolą właścicieli ;) Wina są całkiem, całkiem moim zdaniem (ale nie wiem jakie mają teraz ceny na miejscu) i można je kupić w Polsce. Ale jak dla mnie sam Toskanii to zdecydowanie vin santo <3 :D
Poszli-Pojechali
21 września 2016 at 5:41 pm
Vin Santo i Cantuccini – zestaw idealny <3 :D p.s. z winnicą wszystko jest w porządku - widoki, grona, jakość, historia. Zabrakło tylko hmm tego czegoś - dłużej czekaliśmy na wycieczkę, niż ona trwała, szybkie przejście wśród beczek, szybka degustacja, zapraszamy do zakupu. Nie było tego efektu "lal" i "ach" od świadomości, że zwiedzamy winnicę z historią.