
Toskania wraz z jej kuchnią jest dla mnie jednym z najbardziej smacznych regionów Włoch, w których miałam okazję być. Łączy w sobie prostotę, świeżość i jakość składników, wyraziste smaki, wspierane dobrym winem. Czego chcieć więcej?
Kuchnia włoska to w ogóle moja wielka miłość bezwarunkowa. Utorowała drogę do mojego serca przez żołądek błyskawicznie. Trudno mi powiedzieć, co zaważyło bardziej na naszych relacjach: doskonały smak, trafiający w moje upodobania, tradycyjne podejście do kuchni i przepisów, przy którym w sumie się nie upieram, bo lubię różnorodność i eksperymenty, czy atmosfera panująca przy włoskich stołach. Możliwe, że wszystko na raz. Możliwe też, że oślepiona miłością, wybaczam więcej.
Kilka lat temu w Bolonii, zatłoczonej przez wystawców Międzynarodowych Targów Kosmetycznych, błądziliśmy przez ponad godzinę, próbując znaleźć pusty stolik, aż trafiliśmy do restauracji fusion, która była pusta. Jedzenie było tak doskonałe, że po kolacji zrobiliśmy owację na stojąco dla kucharza. Kilku młodych chłopaków podróżowało po Europie, by potem swoje doświadczenie i poszukiwania kulinarne przełożyć na odświeżenie kuchni włoskiej. Ciekawa jestem, czy udało im się kogoś do swojej wizji przekonać. Mam nadzieję, że tak. Jest to jednak wyjątek potwierdzający regułę, którą zawsze wszędzie podkreślają znawcy kuchni włoskiej – receptura dania to rzecz święta, powinna być chroniona i przekazywana przez pokolenia.
We Włoszech też znika moja strona introwertyczna, a tolerancja na poziom hałasu znacząco wzrasta. Uwielbiam przesiadywać we włoskich kafejkach i trattoriach, obserwując, jak nawet zwyczajna kawa jest celebrowana, podtrzymana rozmową, spotkaniem z przyjaciółmi, rodziną. Trattorie pełne są głosów, emocji, uśmiechów, zmienianych talerzy, wina i chwil, dla których chcemy żyć. Może trochę przesadziłam z tym “dla których chcemy żyć” i ubarwiłam aż zanadto, ale spotkanie z bliskimi, przyjaciółmi albo ważnymi w moim życiu ludźmi przy dobrym jedzeniu jest właśnie jednym z tych momentów, który napełnia moje życie radością.
PODRÓŻ PO SMAKACH TOSKANII
Spis treści
Podróż, od której kręci się w głowie, bynajmniej nie z powodu ilości wina, które próbowałam sprawiedliwie podzielić pomiędzy zwiedzaniem i prowadzeniem samochodu.
Przed wyjazdem przeprowadziłam analizę dostępnych poradników, wskazówek, postów (przyznam się bez bicia – nie wszystkich), ale zebrane punkty mogę spokojnie podzielić na kolejnych kilkanaście wyjazdów, po których nadal nie będę czuła się ekspertem – biorąc pod uwagę wszystkie niuanse, składniki, smaki i regiony Toskanii. Brzmi jak plan na kolejne -naście lat!
Kuchnia Toskanii, opisywana w kilku źródłach jako kuchnia biedaków, wcale taka biedna nie jest. Jest, owszem, prosta – jej prostota polega na wykorzystaniu najlepiej, jak kucharz potrafi, tego co rodzi ich własna ziemia oraz tego co proponują pola, lasy, morze, góry: oliwa ze wzgórz, tradycyjny chleb, wytwarzany bez użycia soli, grzyby leśne i trufle, fasola, kasztany, dziczyzna, ryby i skorupiaki oraz wino.
Oczywiście podstawą są oliwa, chleb i wino – spotkacie je w tej, czy innej formie w wielu daniach. Obrazu toskańskiej kuchni dopełniają zioła: rozmaryn, tymianek, szałwia, mięta, estragon. Zgadnijcie, co rośnie przez cały rok w doniczkach u nas na oknie w kuchni? Wszystko z nimi smakuje lepiej, co niestety coraz częściej objawia się pokusą dodania nawet wtedy, kiedy te zioła powinnam pominąć.
KUCHNIA TOSKANII – PRZYSTAWKI
Antipasto toscano
Antipasto toscano – półmisek toskańskich wędlin. Zawartość podawanych talerzy może się różnić w zależności od regionu Toskanii: prosciutto, różne rodzaje salami (z nasionami kopru włoskiego – finocciona – jest po prostu czaderskie), podsuszane pikantne kiełbaski z dzika – salsicce di cinghiale (ręka do góry, komu uruchomiła się wyobraźnia oraz slinotok).
W kartach restauracji spotkacie co najmniej kilka wersji: tylko wędliny, wędliny z warzywami i grzybami konserwowanymi w occie winnym lub oliwie, wędliny z serem oraz wędliny z malutkimi kanapeczkami – crostini lub crostini e bruschetta (tak na marginesie, crostini można zamówić jako oddzielną przystawkę).
Choć uległam urokowi absolutnie pospolitej mortadeli z wprasowanym serduszkiem (wierząc ze zrobiona jednak gdzieś w pobliżu), muszę stwierdzić, że salami zajęło miejsce numer jeden w tej kategorii. Aromatyczne, dobrze doprawione, pasuje mi i na kanapki do śniadania (wiem, bluźnię) i jako przystawka sama w sobie do wina. To danie serwujemy sobie zawsze po przyjeździe do Włoch w wersji niezbyt ekonomicznej – czyli dokonując kompulsywnych zakupów w pierwszym napotkanym sklepie i rozpoczynając tym włoski weekend. Rzecz jasna, popijając winem.
Koszt takiej przystawki w restauracji – około 6-10 EUR, w sklepie opakowanie 100g można kupić od 2 EUR.
Wiecie, że samo słowo salami jest włoskiego pochodzenia od słowa solić?Crostini e bruschetta
Jest to nic innego jak kromki pieczywa z pastą. Wersji tyle, co kucharzy w Toskanii. Na chlebie zwykłym, zbliżonym do bagietki, oraz na grzankach. Grzanki, niestety, w zależności od poziomu miejsca, mogą być w wersji sklepowo-suchej (takie typowe grzanki, o które łamie się zęby, jeśli nie rozmoczy się w zupie albo sałatce) lub w wersji z sercem – opiekany chleb, delikatny, miękki i chrupiący jednocześnie.
Moje ulubione (i jednocześnie klasyczne toskańskie) – crostini di fegatini, czyli z pastą z wątróbek, z anchois, kaparami i winem.
W restauracjach podają zazwyczaj z różnymi pastami, z przewagą warzywnych. Przez te kilka dni nie trafiłam na najprostszą wersję – nacieraną czosnkiem i skrapianą oliwą.
Ceny wahają się od 4 do 8 EUR.
Przyznam się szczerze, że przed wyjazdem, jedynym skojarzeniem ze słowem crostini były paluszki, które zawsze otrzymujemy w jednej z najlepszych pizzerii Warszawy – Ciao a Tutti. Teraz jest to moja ulubiona wersja śniadania, które mogę dywersyfikować do oporu, nie bojąc się powtórzyć (chyba że świadomie).
Cecina (Le Cecina)
OMG! Cecina to taki placek z ciecierzycy, formą przypominający pizzę. Skład jest bardziej niż prosty – mąka z ciecierzycy lub suche ziarno, woda, oliwa, sól, pieprz. Smakuje ob-łęd-nie! Nie spodziewałam się fajerwerków i zamówiłam tylko dlatego, że właściciel pizzerii nalegał, byśmy spróbowali specjału lokalu. Jestem mu nadal za to wdzięczna. Jest to dość rozpowszechniona przystawka w pizzeriach toskańskich, nazywana często zdrową pizzą. Hola hola! Nie jest to z pewnością pizza ale zasługuje na zjedzenie przed. Nawet jak potem pizzy nie dokończycie.
Koszt około 3-4 EUR.
Uwaga, rozgrzewałam się – teraz zaprowadzę was do raju.
KUCHNIA TOSKANII – PIERWSZE DANIA
Zupy toskańskie są dla mnie kwintesencją gotowania “na winie”, czyli wszystkiego co znajdzie się pod ręką w lodówce i w szafkach na dany moment.
Ribollita
Zupa z warzyw, kapusty (wpisuję oddzielnie bo jest jednym z ważniejszych składników), fasoli i chleba z oliwą. Miłość od pierwszej łyżki. Co prawda, chleb mogłabym wyrzucić i zrobić z tego przepyszne ragù warzywne, ale wtedy nie byłaby to już ribollita. Jest gęsta, tak bardzo gęsta, że przydałby się do niej bardziej widelec niż łyżka. Najlepiej smakuje po odgrzaniu. Spotkałam się też z wersjami przepisów, gdzie chleb był zastępowany przez ziemniaki, ale to już nie jest to samo.
Pappa al Pomodoro
Włoska pomidorowa – palce lizać. Zmiksowane pomidory, czosnek, oliwa, chleb, bazylia – i nic więcej do szczęścia nie jest potrzebne. Oprócz wina, rzecz jasna. Sycąca, rozgrzewająca, aromatyczna papka, która na długo pozostaje w sercu.
Pasty
Tagliatelle al ragu di Cinta Senese
W miejscu tagliatelle mógłby być inny rodzaj makaronu – spotkałam się też z propozycjami z pici, papardelle, spaghettoni, lasagne. Cały sekret smaku dania ukrywa się w mięsie świń bardzo starej toskańskiej rasy – Cinta Senese, która prawie wyginęła. Obecnie została objęta ochroną, niektóre gospodarstwa pracują nad jej odrodzeniem. Mięso tych świń dzięki hodowaniu w naturalnych warunkach jest ciemniejsze, bardziej intensywne w smaku oraz zawiera nienasycone kwasy tłuszczowe.
Spaghetti allo Scoglio
Jest to pozycja, którą zawsze zamawiam we Włoszech, nawet jak miasto nie ma dostępu do morza. Tym razem dostęp nawet był, danie pyszne, ale nie przebiło wspomnień z Bergamo, gdzie ten makaron z owocami morza zachwycił nas na amen.
Tortello di patate al ragu di chianina
Ziemniaczane tortelli (pasta w formie kwadratowych pierożków z nadzieniem – zbliżona do ravioli) z sosem mięsnym z wołowiny rasy chianina. Jest to jedna z najstarszych ras krów na świecie z doliny Chiana w okolicach Sieny, od której bierze swoją nazwę.
Tagliatelle Al Cinghiale
Jedno z najbardziej rozpowszechnionych dań w kartach menu restauracji – pasta z dziczyzną. Ma lekko specyficzny smak, ale polecam bardzo jeśli akceptujecie takie mięso.
Lasagne di pesce
To jest danie, które rozwaliło system – lasagne z rybą w sosie winno-śmietanowym. Nie została nawet kropelka sosu, żaden kawałek makaronu. Bardzo nieoczekiwane połączenie podsmażanej ryby, soczystej przez sos i płatów makaronu z serem. Śni nam się po nocach i z pewnością spróbujemy zrobić w domu. Pasta już kupiona.
Wszystkie pasty uświadczycie w cenach 7-10 EUR.
KUCHNIA TOSKANII – DRUGIE DANIA
Stracotto Alla Chiantigiana
Gulasz wołowy długo gotowany w winie, pomidorach, szałwii i rozmarynie. Brak słów, samo mlaskanie.
Controfiletto di manzo Terra di Siena
Polędwica wołowa w sosie balsamicznym. Jeśli do tego momentu nie odwiedziliście lodówki chociaż raz – macie nerwy z żelaza.
Fritto Misto
Smażone we fryturze ryby, rybki i owoce morza. Zestaw różni się w zależności od dostępności ryb, sezonu oraz fantazji restauratorów. Zamówiłam kilkakrotnie, bo mam ogromną słabość do tego dania i nie umiem sobie odmówić. Nadal nie są to kalmary i krewetki z Maroka, o których zapomnieć nie umiem, ale są naprawdę dobre i wieczorem, razem z zimnym białym winem smakuje wyśmienicie.
Koszt głównych dań w osteriach i trattoriach – od 10-11 EUR do 20-25 EUR.
Niestety, tym razem nie zamówiliśmy bistecca florentina (stek po florentyńsku) – we wszystkich miejscach, w których byliśmy, minimalna waga podawanego steka – około 1,2-1,5 kg. Nawet dzieląc go na 2 osoby, nie byłabym w stanie przyjąć takiej ilości mięsa. Ale zrobię to. We Florencji.
Koszt 4-5 EUR/100g.
KUCHNIA TOSKANII – DESERY
Cantucci con vin santo
Są to ciasteczka migdałowe podawane ze słodkim toskańskim winem Vin Santo. Dobre do ostatniego okruszka. Uśmiechnięty kelner z pewnością poda łyżeczkę, by móc ostatnie kawałki ciasteczek zanurzyć w winie i delektować się smakiem.
Torta coi bischeri
Bardzo rozpowszechnione w Pizie ciasto – tarta z migdałami i innymi orzechami, czekoladą, rodzynkami, kandyzowanymi owocami i orzeszkami piniowymi. Poziom cukru skacze w górę natychmiastowo, ale razem z kawą smakuje naprawdę dobrze.
Castagnaccio
Ciasto kasztanowe – jak sama nazwa wskazuje, z mąki kasztanowej, oliwy, z czarnymi porzeczkami lub rodzynkami, rozmarynem i orzeszkami piniowymi. Smak zdecydowanie ciekawy. Gdyby nie rozmaryn i orzeszki piniowe, pewnie uznałabym to za niepotrzebne żucie słodkiego placka, natomiast dzięki nim ciasto było lekko orzeźwiające i sycące (niestety).
Dolce Etrusco
Kolejna wersja ciasteczek migdałowych, gdzie pokonała mnie ilość cukru – nie byłam w stanie dokończyć, nawet popijając niesłodzoną kawą.
Panforte
Ciasto z bakaliami – dużo cukru, miodu, owoców kandyzowanych, orzechów i przypraw. Nie byłam w stanie się przemóc, by kupić. Opowiedzcie jak smakuje, może następnym razem zamknę oczy na taką ilość cukru i się skuszę.
Ciasta i ciastka kosztują 2-6 EUR.
p.s. a teraz wam pokaże mały wycinek tego, co zostało w witrynach do spróbowania ;)
Mięso!
Gran Prix wyjazdu otrzymuje bezsprzecznie tatar wołowy, który sklepy mięsne w małych miasteczkach robią od razu na miejscu. Nie było tam jajeczka, ani kurzego, ani przepiórczego, grzybków i ogóreczków – było świeże mięso, bardzo smaczne, dużo ziół i przypraw, oliwek i oliwy z dekoracją z fenkułu. Zdeklasował wszystkie dania, o których napisałam wyżej – bo tylko o nim wzdycham cichutko oglądając zdjęcia (przepis na tatar po toskańsku – tu!!!!).
Kosztuje 8-10 EUR i jest wart każdego grosza. Po pierwszym razie dałabym nawet więcej, gdybym musiała. Mam tak samo z mulami w Belgii – po pierwszym garnku cena już nie miała znaczenia. Wiem, że muszę zjeść chociaż raz, kiedy tam wpadniemy z wizytą.
Sery!
Cudowny, aromatyczny, lekko słonawy i czasem ostrawy na języku pecorino – ser z mleka owczego. Jest po prostu doskonały. Pasuje saute do wina, jako przekąska, nieźle daje sobie radę na kanapkach i w sandwiczach. W restauracjach jest również podawany np. z konfiturą z fig lub pomarańczy albo z suszonymi owocami.
Marzolino – ser owczy wyrabiany w okolicach Chianti
Ricotta – rodzaj twarogu z mleka owczego wytwarzany bez soli. Znana bardzo dobrze również w Polsce i tak samo dość łatwo dostępna.
Tyle udało nam się dań typowo toskańskich w kilka dni spróbować. Uważam, że całkiem niezły wynik, dający takie pierwsze wyobrażenie o smakach Toskanii. Mam już kilka książek o kuchni toskańskiej, jeszcze więcej notatek, uwag i planowanych tras, by swoją wiedzę (i waszą przy okazji) na ten temat pogłębić.
Toskania oferuje aromatyczną wołowinę, wieprzowinę, rozmaite wyroby mięsne (salsiccia ), drób, dziczyznę, ryby i skorupiaki, smakuje ziołami i przyprawami, które już po przekroczeniu progu obiecują przyjemności kulinarne. Toskańczycy potrafią gotować i z biesiadowania przy swoich daniach uczynili prawie sztukę.
Gdyby Michał nie sabotował obowiązku gastronomicznego i zewu małego odkrywcy, wybierając pizze, prawdopodobnie mielibyśmy więcej dań do zaoferowania. Ale nie zjedlibyśmy też paru najlepszych pizz w naszym życiu, po których wyjście w Warszawie staje się problematyczne.
Adresy knajp i wskazówek – nadchodzą :)
To be continued and repeated…
monika jall
1 lipca 2016 at 10:05 pm
Alez feria smaku! A ja tu sie probuje odchudzac :)
Tati
5 lipca 2016 at 9:27 pm
Szkoda życia na diety! Lepiej dobrze zjeść i mieć dobry humor :D
sekulada.com
26 czerwca 2016 at 7:19 pm
Matko Bosa! Czy to wszystko ma w ogóle jakieś kalorie? Wygląda obłędnie ;) I choćby dla tej kuchni warto się tam wybrać!
Tati
5 lipca 2016 at 9:28 pm
Zero kalorii ;) można spokojnie jeść w dużych ilościach ;)))
Mmalena
26 czerwca 2016 at 1:34 pm
Przepyszny post. Uwielbiam włoskie smaki. Mi Toskania kojarzy się z truflami :) to tam jadłam je pierwszy raz i od tej pory na stałe zagościły w mojej kuchni. Choć takiego carpaccio z truflami jak jadłam w Volterze nie udało mi się do tej pory zrobić ;-) Dodatkowo oczywiście lody w San Gimignano i wino :) Odkryłam winnice, którą prowadzi tenor :) Degustacja wina + jego śpiew to była dopiero bajka.
Tati
5 lipca 2016 at 9:29 pm
Ja trufli się lekko boję. A właściwie kucharzy je używających. Bo trzeba naprawdę umieć nie przesadzić by danie miało smak a nie odpychający posmak. Dlatego, przyznam się, często omijam te dania, zamawiając trufle tylko w sprawdzonych miejscach (przez siebie albo innych)
Asia
23 czerwca 2016 at 3:53 pm
Wow, ale obszerny artykuł kulinarny:) Nie ma tajemnicy, że kuchnia włoska wymiata! Każdy region szczyci się innymi smakami, ale jest aromatyczny, taki świeży, przepyszny i uzależniający. W samej Toskanii nie byłam, ale może kiedyś..:)
Kinga
23 czerwca 2016 at 9:03 am
omg, te mięsa jadłabym!
Homoturisticus
22 czerwca 2016 at 5:43 pm
Ależ tu smacznie! Co prawda byłam we Włoszech dwukrotnie, ale nie miałam czasu na to, żeby zatrzymać się na dłużej i trochę poodkrywać ten kraj. Włoskie smaki są mi jednak trochę znane dzięki mamie, która we Włoszech mieszkała i wciąż przemyca jakieś pyszności do jadłospisu :)
Evi Mielczarek
22 czerwca 2016 at 2:23 pm
Czytanie Waszego posta przed obiadem było bardzo złym pomysłem… :) Cóż, włoska kuchnia jest boska, ja aktualnie czytam książkę Dolce Vita, o małżeństwie Anglików, którym zamarzyło się zostać plantatorami oliwek w Toskanii – muszę jeść przed czytaniem :) Cudowne miejsce, już wiem gdzie zajrzę jak będę spisywała sobie potrawy do spróbowania w tym rejonie. Ale te ciasteczka migdałowe to bym zjadła…. :)
Agnieszka Kuczyńska
21 czerwca 2016 at 5:17 pm
O Boże, jestem taka głodna… najbardziej mnie zaciekawił ten placek z ciecierzycy, znalazłam juz przepis i zrobię wkrótce :)
Emilia Smolka
21 czerwca 2016 at 11:27 am
Dobrze, że fotki deserów nie chciały mi się załadować, bo tego bym już nie przeżyła :P Rybna lazania do mnie przemawia, a i nie miałam pojęcia, że tam taką wagę do wołowiny przykładają, ile jej odmian!
Kamila Anna Napora
21 czerwca 2016 at 7:07 am
Chyba nie znam osoby, która by nie lubiła kuchni włoskiej! Jadłabym tak bardzo!!! :D
Marta Gawrychowska
21 czerwca 2016 at 6:41 am
Aj, ta kuchnia włoska. Może zawrócić w głowie
Magdalena Bodnari
21 czerwca 2016 at 4:06 am
Najbardziej kocham. Kulinarnie też szalenie polecam Friuli, które odstaje smakami od reszty Włoch. Jest fuzją talerzy bałkańskich i austriackich z naleciałościami włoskimi. Niebo.
Tyna Julia
20 czerwca 2016 at 8:32 pm
czekam na kontynuacje wpisu z adresami, bo wydaje się, że podróżowanie po Toskanii “od knajpy do knajpy” to całkiem dobry pomysł ;)
Podróży szczypta
20 czerwca 2016 at 7:53 am
Prostota jest doskonałością nawet w kuchni :-) Często te najpopularniejsze i najsmaczniejsze dania są ubogie w składniki. Zrobienie czegoś z “niczego” wymaga pasji i umiejętności. U mnie również poziom akceptacji hałasu wzrasta gdy przekraczam włoską granicę :-) Samotny Włoch to smutny Włoch.
Life Good Morning
19 czerwca 2016 at 9:49 pm
Chciałabym widzieć tą radość jedzenia i te długie biesiady w Polsce.
Poszli-Pojechali
20 czerwca 2016 at 9:06 pm
Life Good Morning – póki co Polska jest na etapie targów i bazarów niedzielnych. Warszawa bardziej przypomina Berlin niż Włochy. Aczkolwiek uważam, że średnia statystyczna wyjść do knajp się poprawiła i mam nadzieję, będzie tylko lepiej.
Life Good Morning
21 czerwca 2016 at 8:13 am
We Wrocławiu statystyki rosną, ale dla nas jedzenie chyba nigdy nie będzie porównywalną formą celebracji.
Magda Ciach-Baklarz
19 czerwca 2016 at 8:56 pm
Taki post to zbrodnia przeciw ludzkości!
Poszli-Pojechali
19 czerwca 2016 at 9:19 pm
Wiem. Co gorsza, nie powiedziałam jeszcze swojego ostatniego słowa w tej sprawie!